W zdrowym ciele, zdrowe ciele

Wiosna, słońce, ptaszki za oknem a ja postanowiłam.

Jak mówi stare polskie przysłowie: „W zdrowym ciele, zdrowy duch” i dlatego (póki co tylko postanowiłam, ale od czegoś trzeba zacząć) od jutra będę ćwiczyć.


Już jakiś czas temu o tym myślałam, ale im dłużej się nad tym zastanawiam tym bardziej mi szkoda czasu. Obawiam się, że po zakończeniu karmienia piersią Gabi, wrócą moje kilogramy, które miałam przed ciążą. I może tu nawet o kilka kilo nie chodzi, ale o to, że przez ładnych parę lat towarzyszyła mi zawsze i wszędzie tak zwana „oponka”, prywatne koło ratunkowe, które nie chciało za nic w świecie mnie opuścić.

Parę razy próbowałam przejść na dietę, by mieć śliczny, płaski brzuch. Na przebiegu lat jadłam: tylko samo mięso i warzywa, później mięso i ziemniaki, następnie wyeliminowałam mięso i skupiłam się na warzywach. Był też czas w moim życiu, że jadłam tylko nabiał i wszystko, co jest białe (makaron, ryż itd.) Nawet 5 może 6 lat temu pożegnałam się z cukrem (wcześniej słodziłam 2 i pół łyżeczki) na rzecz miodu. Jednak już nawet od roku nie miodze – bo miód to też cukier, prosty, ale jednak cukier.

Kolejnym moim sposobem na schudnięcie były sesje akupunktury. Próbował ktoś z obecnych? Ból nie do zniesienia, ale najlepsze w tym wszystkim był fakt, że takie wielkie „AŁA!” powodowała jedna mała igła – wbita oczywiście w odpowiednie miejsce w ciele. Wytrzymałam chyba dwie lub trzy sesje – później się poddałam, jednak historie o tym, jak akupunktura leczy zostały mi w pamięci do dzisiaj 🙂

I tak żyłyśmy we dwie w totalnej symbiozie: ja i moja oponka. Za żadne skarby nie mogłyśmy się rozstać. Aż do czasu, kiedy zaszłam w ciążę. Wtedy wiedziałam, że więcej niż 15 kg przytyć nie chcę, bo taka waga jest optymalna do zrzucenia po urodzeniu dziecka. Miałam też duży spokój jeśli chodzi o moje ciało: jeśli miała bym jeszcze parę kilo do zrzucenia porównując do wagi sprzed ciąży, z pewnością nic by się nie stało. W czasie ciąży myślałam tylko o tym, by z dzieckiem było wszystko dobrze i by nie przekroczyć magicznej 15 🙂 I rozstępy… To one były moją największą zmorą w czasie ciąży. W ostatnich dwóch miesiącach nakładałam balsam na ciało dwa razy dziennie – i rozstępów brak 🙂

Nigdy w życiu bym nie przypuszczała że karmienie piersią sprawi, że będę mogła zapomnieć o mojej „oponce”. Gdyby ktoś mi powiedział o tym wcześniej, to z pewnością bym się popukała w głowę. Moja waga od 8 miesięcy idzie w dół – nie wiem, czy na szczęście czy na nieszczęście. I aktualnie martwi mnie tylko to, że moje ciało powróci do swojej wagi sprzed ciąży, czyli te 6 kg, których aktualnie nie mam, gdzieś się pojawi. A ja oczywiście wolę, by pojawiły się w mięśniach a nie w postaci pięknego, miękkiego tłuszczyku 😉

I dlatego dziś, 15 kwietnia 2013 r. postanowiłam zacząć ćwiczyć. Jutro znajdę u wujka Google jakieś fajne ćwiczenia dla młodej mamy i rozpocznę od 15 minut dziennie, by się za bardzo nie zniechęcić 🙂 W czasie ciąży też zaczynałam od jednego kwadransa a na końcu ćwiczyłam 60 minut i jeszcze było mi mało.

Jestem tylko ciekawa, co Gabi powie na te moje domowe wygibasy… Chyba, że będę ćwiczyć podczas jej drzemki. Muszę sobie to dokładnie przemyśleć 🙂

Kto rozpoczyna ćwiczenia ze mną?
A może są tu mamy, które mają swój ulubiony zestaw ćwiczeń? Jeśli tak to proszę o info albo o linki do ćwiczeń 🙂

To będzie wiosna sponsorowana przez literkę „Ć” jak ćwiczenia!!!

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.