Co mają ze sobą wspólnego kabaret Hrabi i psycholog

Wojciecha Eichelbergera znam już od dawna. Nie osobiście, ale z racji studiów. Zofia Ziarko, moja ulubiona Profesorka ubóstwiała jego nauki. I ja odkryłam, że znany polski psycholog i psychoterapeuta pisze w prosty sposób o trudnych rzeczach.

Czy podczas spotkania usłyszałam jakieś nowości? Tak i nie. Czy warto było tam być? Oczywiście! Po spotkaniu z Eichelbergerem uwielbiam go jeszcze bardziej niż wcześniej! A dziś streszczę to, co przekazał nam podczas prelekcji.

Każdy z nas  przeznacza przeciętnie 15 minut dziennie dziecku. Tak mówią oficjalne badania.

Na faktyczne wychowanie dziecka mamy czas do 15. roku życia. Po tym wieku dziecko to jest strzała wystrzelona z łuku i nie można zmienić trajektorii jej lotu.

Bądźmy proaktywni w kontakcie z dzieckiem i sami go planujmy. Bierne wychowanie bez problemów może ściągnąć problemy. Dziecko może zacząć sprawiać problemy, by zwrócić na siebie uwagę. 

Są dwa rodzaje poświęcenia. Pierwsze to: ofiara, wyrzeczenie – jest to forma zadłużenia dziecka, obarczenia poczuciem winy. Robimy to nawykowo i nieświadomie. Jest to fatalny komunikat dla dziecka: muszę to robić z obowiązku choć tego nie lubię. „Nie chcę, ale muszę”, jak mawiał Prezydent Wałęsa.
Nie można obciążać dziecka procesem dochodzenia do decyzji. Trzeba przedstawiać efekty tej decyzji. Nie oczekiwać od dziecka wzajemności za trud wychowania.
Zwróćmy uwagę na drugą, jasną stronę poświęcenia. Poświęcenie rozumiane niejako przez święty – obdarowanie za darmo, pogodny dar, bez wystawiania rachunków. Taki powinien być rodzić.

Nasze życia ubożeją w relacje – zamieniamy je na transakcje. Np. wizyty u lekarza, kiedyś powiernik – dziś urzędnik lub sprzedawca. Podobnie w szkołach – pojawia się postawa roszczeniowa. A relacje są niezmiernie ważne dla zbudowania poczucia bezpieczeństwa, za tym idzie poczucie wartości i poczucie autonomii.

Ile zdań w życiu zaczyna się u nas od „muszę”? Prawda jest taka, że musimy w życiu bardzo mało! Musimy oddychać, spać, umrzeć. Niewiele rzeczy trzeba w życiu, ale nawykowo mówimy, że musimy. Nawet odruchowo odpowiadamy, np. muszę już iść, mimo że podejmuję sam tę decyzję i najodpowiedniej jest mówić „Idę, bo chcę” a nie dlatego, że „muszę”.
Jak najmniej musieć a jak najwięcej wybierać, to jest samodzielna decyzja.

Mamy wewnętrznego rodzica w sobie i wewnętrzne dziecko. 
Rodzic mówi „muszę”, a dziecko „chcę”.
I tutaj został przytoczony dowcip o Jasiu:


Maaamooo, ja nie chcę iść do szkoły!
– Jasiu, zaczął się rok szkolny i musisz iść!
– Alee maaamoo, ja nie lubię szkoły!
– Jasiu! Idź do szkoły, zobaczysz będzie bardzo miło.
– Ale maaamoo, dzieci mnie nie lubią i ja ich nie lubię!
– Jasiu! Musisz iść do szkoły, w końcu jesteś tam dyrektorem!


Jak jesteś rodzicem to jesteś dyrektorem szkoły. 

Poczucie wartości bierze się z poczucia bezpieczeństwa. Dorosły jest dla dziecka półbogiem. Jeśli półbóg mnie ignoruje tzn. że ze mną jest coś nie tak, jestem nieważny i jestem kłopotem, nieporozumieniem. Taka relacja nie buduje poczucia wartości. A przecież na tym poczuciu wartości buduje się poczucie autonomii.

Podstawowa triada szczęśliwości w życiu to: bezpieczeństwo, wartość, autonomia.
Ugruntowane poczucie wartości jest wtedy kiedy niełatwo wkręcić kogoś w reklamę, że jak coś kupisz to podniesiesz swoje poczucie wartości. Poczucie wartości jest antysystemowe. Zachowanie autonomiczne to: nie ma dla mnie „muszę”. Radzę sobie z „chcę” i z „nie chcę”. 

Żeby dzieci mogły osiągnąć podstawową triadę to musimy my-rodzice mieć w sobie dobrze ugruntowane, te 3 elementy: bezpieczeństwo, wartość, autonomia. Inaczej przekażemy dzieciom brak poczucia bezpieczeństwa, autonomii, wartości. Jeśli po prostu postanowimy, żeby dziecko je miało, to i tak nie będzie go miało. Albo się przekaże albo nie, ale rodzice muszą to mieć, wtedy dziecko będzie tym nasiąkać. To ogromna odpowiedzialność.

Jak pracować nad trzema elementami? Kierunek polega na tym, że w pierwszej kolejności należy zreflektować własne dzieciństwo, przyjrzeć się temu, czego brakowało nam najbardziej. Co w relacjach z rodzicami było trudne, jakie przekonania zbudowaliśmy na własny temat.

Musimy urealnić własnych rodziców. Zdjąć ich z piedestału. Oni mogli i mieli prawo popełniać swoje błędy, nie brać ich winy na swoje barki. To konieczny proces, bo inaczej czeka nas klątwa pokoleń.

Klątwa pokoleń to przekazywanie niezałatwionych spraw ze swoimi rodzicami na nasze dzieci. Musimy zwolnić siebie z poczucia winy za błędy naszych rodziców.

Nie ważyć się osądzać innych ludzi i nie osądzać siebie. Nigdy nie będziesz wiedzieć dostatecznie wiele o swoich rodzicach by ich sądzić.

P.S.
Ten tekst zredagowaliśmy na podstawie naszych notatek z wykładu – stąd taka jego forma – pisana jakby słowami Pana Wojciecha. Mamy nadzieję, że w ten sposób tak samo jak do nas, i do Was trafią jego słowa.

P.S. 1

A propos zadłużania dziecka – Pan Wojciech przytoczył ten skecz. A że i my uwielbiamy Kołaczkowską, Hrabi i Potem… I by nie zostawiać Was tak samych z (byćmoże) ciężkimi refleksjami na temat rodzicielstwa – własnego, ale i tego Waszych rodziców – zapraszamy do niezłego śmiechnięcia:

Zdjęcia: galeriamalta.pl

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.