Odsmoczyłem córkę! Chyba…

Przymierzać się, planować, obiecywać sobie? Nie ma sensu. To jak z paleniem – albo rzucisz właśnie dziś, albo wcale. Tak jest też ze smoczkiem jak się okazało :). Jak to się stało, że przekonałem Gabryśkę do odstawienia używki?

 

Jedziemy samochodem i po kilkuset metrach Gabi zaczyna wołać „aaaaamm” i sięga rączką tam gdzie zawsze zwisa na smyczce przyczepiony do fotelika smok. Woła o smoka z przyzwyczajenia – ma wgrany ciąg przyczynowo-skutkowy, gdzie samochód=smoczek. Wynika to z tego, że chyba w 90% przypadków, gdy gdzieś jechaliśmy to planowaliśmy przejazd na godziny snu Małej a jak sen to i smok. I tak się przyzwyczaiła. Tylko, że dziś jechaliśmy akurat bezpośrednio po jej południowej drzemce, z resztą podobnie jak ostatnio, kiedy odruchowo sam dałem jej smoka, dopiero po chwili reflektując się, że zrobiłem to automatycznie i bez potrzeby – wtedy jednak było już za późno na wycofanie się – wiecie o czym mówię? :).

Dziś natomiast nie daliśmy jej smoka a ja przez większą część drogi rozmawiałem z Gabi. Opowiadałem, że smok już jest jej niepotrzebny, że w samochodzie jest wiele ciekawszych rzeczy do robienia i wykorzystałem „dynamikę obrazu za oknem” :). A popatrz na wiatrak, jaki duży, a zobacz pan z pieskiem, a ile tu traktorów (uwielbia je), a jakie duże auto, pani na rowerze… – podziwiała. Do tego poopowiadałem, że smok jest dla małych dzieci a ona już jest duża przecież, no i klasyk rodzicielski, że smok jest „be”. Wszystkiego słuchała z ogromnymi oczami, ja myślałem tylko, że mnie złamie w jednym momencie – kiedy pierwszy raz powiedziałem, że smok jest be, schowała główkę głęboko w fotelik, zaszkliły jej się oczęta a ust w prostokąt tak bardzo wywiniętych to do dziś jeszcze nie widziałem… Myślałem, że porażka, jednak przełknęła to, ja też :), złagodziłem ton, by później znów wrócić do kluczowego stwierdzenia: „be”. Wróciłem i już było ok – sama od tego czasu powtarzała „be!” pokazując na smoka. Kilka razy złapałem ją wzrokiem w lusterku, kiedy rączka wędrowała w kierunku smoczka, jednak wtedy od razu się uśmiechała, cofała rączkę i mówiła, że „be!”. W chwilach „słabości” zajmowaliśmy też Córę wspólnym śpiewem na całe auto!

 

W czasie drogi kilka razy słyszymy, że „be!” a w miejsce smoka proponujemy ukochaną maskotkę – kotka – doskonale zdał egzamin, Gabi ani razu już w tej trasie nie wzięła smoka do buzi – był cały czas w jej zasięgu i do pełnej dyspozycji, więc była to jej decyzja!

 

Kiedy dojechaliśmy na miejsce to oczywiste, że chodziła bez smoczka – jak zawsze. Więc została droga powrotna – praktycznie już w zwyczajowych godzinach snu, więc newralgicznie:). Gabi zasiada w foteliku, zanim ja zdążyłem usiąść za kierownicą Młoda ma już smoka w buzi! Gabi, co tata mówił, jak się umawialiśmy? Patrzy… i wyjmuje smoka mówiąc lekceważąco „be!” i tak go sobie trzyma w rączkach i się bawi. W czasie drogi kilka razy słyszymy, że „be!” a w miejsce smoka proponujemy ukochaną maskotkę – kotka – doskonale zdał egzamin, Gabi ani razu już w tej trasie nie wzięła smoka do buzi – był cały czas w jej zasięgu i do pełnej dyspozycji, więc była to jej decyzja!

No dobra, ale to w trasie, w samochodzie a co ze spaniem w domu – przecież smoczek to część jej rytuału. Czytałem w Waszych komentarzach u nas, gdzie wiele z Was pisało o tym, że w jakiś szczególny, też rytualny sposób pożegnaliście wspólnie z dzieciaczkiem smoka, więc pomyślałem, że po powrocie do domu zrobię podobnie. Po prostu, po kąpieli i w trakcie wieczornej oprawy, kiedy smok już był z nami zawsze blisko, przypomnę Gabi co tata mówił o smoku, że niepotrzebny itd. po czym otworzę okno i wyrzucę :). Tak zrobiłem. Córka: najpierw pełne aprobaty „beee!” a potem kiedy skumała co się stało, że w mojej dłoni nie ma jej „kumpla”… niekiepski ryk! Ale tylko kilka sekund, bo… kotek! Przytuliła kotka, dała buziaka i do łóżeczka. Hmmm, i co teraz w wyrku? Jakby bez zmian! Dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy zasypiała ze smoczkiem – 4 minuty mruczenia przyśpiewek zapamiętanych z dnia, kilka razy powtórzone jeszcze, ewidentnie w tonie autosugestii, „be!”i… nie ma dziecka – śpi! To było takie proste!

 

Dlaczego więc „chyba” w tytule posta? Bo zobaczymy, czy do jutra i w kolejnych dniach nic się nie zmieni? Ale myślę, że Córa poważnie traktuje ustalenia powzięte z ojcem więc jestem dobrej myśli!

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.