Ostatnio prześladuje mnie pewna reklama radiowa, przytoczę mniej- więcej, nie mam przyjemności z uczenia się jej na pamięć.
Ona: czy kupiłeś nasz srakalut sraktiw? (tonem pani od polskiego)
On: eeeee, hmyhmy, yyyy kochanie nie było i kupiłem coś innego (tonem psa pobitego)
Ona: oczadziałeś (w tonie TY IDIOTO I MEMEJO)???!!! Zmiataj stąd i nie wracaj dopóki nie kupisz naszego srakalut sraktiw!
Piękne, prawda? A teraz odwróćcie role i kwestie.
Jakiś czas temu w luźnej pogawędce towarzyskiej, temat zszedł na posiadanie zmywarki do naczyń:
Ona: ja nie potrzebuję zmywarki, mam swoją, taką (tu pokazuje na męża, on siedzi z nami i jest uczestnikiem tej rozmowy)
Piękne, prawda? Odwróćcie role i kwestie.
I teraz mam pytanie, dlaczego w oryginałach nie mierzi (ba, jest w pełni dopuszczalny, zabawny, swojski) nikogo taki rodzaj wypowiedzi, czy to prywatnych, czy też jak w przypadku reklamy, jak najbardziej publicznych i masowych. Natomiast gdyby padały one z ust mężczyzn i w kierunku kobiet, to uruchomiłoby się wielkie larum!
Mamy parytety, mamy równouprawnienie (nie znoszę tego wytartego i nic nieznaczącego słowa), zmiany widać wszędzie, na co dzień i gołym okiem.
Jadę na wycieczkę rowerową z córką, ja, sam, (bo sam i samodzielnie zajmuję się dzieckiem) i przez rynek witam się z dalszym kuzynem, który… jest z wózkiem na spacerze z kilkumiesięczną córką. Sam, któryś raz już go tak widzę. Mimowolnie zaczynam zwracać uwagę na pary z wózkami – zawsze, zawsze kiedy idą we dwoje to ON pcha wózek. Dlaczego zwracam na to uwagę? Bo jest mu ciężko i mi go żal? Nie! Bo pamiętam jak dziś, kiedy jakieś 15 lat temu (na przełomie mojej podstawówki i liceum, stąd pamiętam, że będzie to ok. 15 lat) czytałem wzmiankę w jakimś felietonie Polityki, Wprostu czy innych tam Wysokich Obcasów o ojcach z wózkami na spacerach jako o ZJAWISKU! Takim początkującym, prognozującym wg. autora „cośtam”. Jedyne 15 lat temu, a dziś trudno wyobrazić sobie sytuację odwrotną.
Pamiętam jak dziś, dokładnie ten sam „żart” ze zmywarką, tyle , że w wykonaniu faceta w wieku mojego ojca, a żart ten on namiętnie i z lubością powtarzał na każdym spotkaniu rodzinnym wobec swojej żony i matki jego dwóch synów i w ich obecności. Dlaczego o tym mówię? Bo, zobaczcie, wystarczyło JEDNO pokolenie by nastąpiła mentalna zmiana o 180 stopni!
I tak myśląc o tym, doszedłem do miejsca w historii sto lat odległego , kiedy to kobiety musiały wyrywać swoje prawa, kiedy palono staniki, kiedy wojowały sufrażystki, kiedy kobieta w spodniach to nie była baba w męskim odzieniu – to był manifest! Kobiety wówczas robiły to wszystko z pozycji płci słabszej, społecznie…
Wtem! W mojej głowie szybka refleksja: jezu, to znaczy, że gdyby faceci kiedyś (jako płeć sprowadzona do roli tej słabszej) musieli walczyć o swoją pozycję, to symbolicznie musieliby walczyć o… prawo do zakładania spódnicy…
Nie zdążyłem zacząć liczyć ile jeszcze czasu nam zajmie dojście do tego stanu, ile lat, pokoleń, kiedy w mojej głowie (pochylonej nad zmywarką, bo właśnie ją wstawiałem) pojawił się ten obraz…