Ten rowerek z pewnością znacie, nieraz pojawiał się u nas na blogu, premierę miał tutaj, w dzień przyjęcia urodzinowego Gabrieli.
Od tamtego dnia służy nam niemal co dzień, nawet zimą bezśnieżną zastępował sanki. Dziś mija około ośmiu miesięcy jego eksploatacji i wszystko wskazuje na to, że ten bardzo niecały rok to wszystko co mógł nam dać…
Niby po zwykłej zabawce nie powinno spodziewać się nie wiadomo czego, jednak taki rowerek z samej konstrukcji, przeznaczenia, możliwości regulacji do wzrostu kierowcy, w momencie nabywania go kupowany jest z myślą o dziecku teraz i później również. Natomiast owo później ma nigdy nie nastąpić. Wiele mówi się o zaprogramowanej awaryjności w kontekście elektroniki, samochodów – chodzi o to, że producent już na etapie projektu zachowuje odpowiednio wadliwe elementy, podzespoły tak by w określonym czasie dały o sobie znać użytkownikowi i skłoniły go do: wydania pieniędzy w serwisie lub zakupu nowego urządzenia.
Czy z zabawkami jest tak samo? Podkreślam, nie mam tu na myśli jakiejś grzechotki, książeczki, lalki – te i tak dziś kupuje się praktycznie nowe każdemu maluchowi, ale takie gadżety dla dzieci jak sanki, rowerek, bujak, huśtawka to rzeczy, które mogłyby i powinny, moim zdaniem, mieć odpowiednio długą żywotność.
Wspomniany rowerek Smoby – fantastyczny pojazd, kupa radochy dla dziecka, wygoda dla rodzica, urozmaicenie spaceru. W siódmym miesiącu użytkowania odpada kółko. I to nie w taki sposób, że coś się odkręca, tylko „uciera” się kawałek plastiku w taki sposób, że tylko „kreatywne” podejście (nawiercenie nowych otworów, spiłowanie części plastiku, zastosowanie podkładek metalowych, nowych wkrętów) do naprawy tego elementu pozwoli dalej cieszyć się sprzętem. Od razu w podobny sposób zabezpieczam i drugie koło, bo widzę, że święci się to samo.
Jeździmy szczęśliwie dalej. Ósmy miesiąc – puszcza spaw w newralgicznym miejscu – sterowania rowerem przez dorosłego. Połączyć tego nie da się nijak, spawać też się nie da bo to zbyt drobne elementy. OK, mówię, może ta funkcja już nie będzie tak potrzebna i nam, i Gabi bo czas najwyższy by nauczyła się pedałować. Próbuję przestawić napęd na przednie koło z pedałów – okazuje się, że tam też coś się wyrobiło, taka zębatka łącząca pedały z kółkiem – wcale nie używane, bo Młoda nigdy nie pedałowała! – i z samodzielnej jazdy też nici! Rowerek więc w chwili, w której ten pałąk do sterowania odpadnie całkiem, stanie się kupką złomu metalowego i plastikowego, ewentualnie jeśli nie obrazi to czyichś uczuć estetycznych może być osobliwym kwietnikiem ogrodowym…