Nasz wieczór kinowy, czyli Carte Blanche i Fotograf. Kolejno: 10/10, 2/10. Recenzja

Na wstępie przepraszam, że nie o Grey’u a o jakimś polskim filmiku – bo jak widzę i czytam, to niemal każdy poświęca czas temu literackiemu i filmowemu disco-polo. Ale prawie niewiarygodna historia prawdziwego człowieka, jednak zajmuje mnie bardziej, niż BDSM dla gimnazjum…

Ostatnio z Marią zrobiliśmy sobie wieczór kinowy – dwa filmy pod rząd. Miał być jeden, ale Carte Blanche tak nas poruszył, że nie potrafiliśmy wrócić od razu do domu, więc zostaliśmy jeszcze na Fotografie – fantastyczny trailer tego obrazu nas bardzo zaintrygował. Zawsze jest tak, że trailer to zbitek najlepszych ujęć i  motywów z filmu, do tego z dobrym podkładem muzycznym i w świetnej dynamice. W Fotografie do trailera wykorzystano wszystkie najlepsze sceny, więc do filmu zostały już, oprócz nich, jedynie flaki z olejem. Lubi ktoś? Ja nie jadłem i dobrowolnie bym do papy nie wziął, ale tu ktoś mi powiedział, że to soczysty stejk będzie i dałem się nabrać.

1

FOTOGRAF

Przede wszystkim nabiera nas producent filmu, promując go twarzami naszych rodzimych gwiazd – Tomaszem Kotem, Agatą Buzek, Sonią Bohosiewicz – naszych aktorów na ekranie zobaczycie łącznie może przez jakieś 10 minut. W epizodach! Nie w drugich planach! W epizodach! Całość fabuły niosą anonimowi dla polskiego odbiorcy aktorzy… rosyjscy, którzy w odbiorze przypominają Malanowskiego z partnerami na zmianę z W11… Odbiór ten wzmacnia silenie się reżysera na opowiadanie historii w stylu CSI kryminalne zagadki Las Vegas, czy innego serialowego shitu!

Naprawdę szkoda i naprawdę nie rozumiem. Bo nazwisko Waldemara Krzystka, powinno być gwarancją czegoś o innej jakości. Temat, który podejmuje, też wydaje się być jego – bo znów jesteśmy w Legnicy w historycznych czasach sowieckich, zupełnie jak w Małej Moskwie tegoż reżysera, a tamten obraz z 2008 roku dla mnie był doskonały!

W Fotografie mamy nieudolną próbę poprowadzenia thrillera, który w ogóle nie wciąga i nie intryguje a gdzie tu niepokoić… Jest to mierna kalka, gdzie mamy surowego, zimnego jak głaz majora prowadzącego dochodzenie, a jego drugie imię to procedura. Mamy piękną niepokorną agentkę o blond włosiu, inteligentną, sprytną, kryjącą niby jakąś tajemnicę. Mamy bardzo, bardzo, bardzo słabo konstruowaną osobowość ściganego przez nich psychopatycznego mordercy…

Dlaczego 2/10, a nie 1/10 lub 0/10? Bo historia, gdyby została opowiedziana prawidłowo i z polotem mogłaby stać się drugim „Domem złym”, no ale nie jest to film Smarzowskiego. Jest z tego zatem słaba „ruska gierka” ; ) . Zostajemy więc przy: nie idźcie na to do kina!

 

collage_20150204195636406_20150204195650905

CARTE BLANCHE

Ten film, to z kolei zwykła historia opowiedziana też… tak bardzo typowo. Dlaczego więc jest OK? Bo to właśnie normalna historia. Nie żadna fabularna fikcja. Tu więc wystarczyło nie spieprzyć. Nie silić się się na psycho-melo-dramat. Tu wystarczyło pokazać człowieka.

Chyra pokazał swój pierwowzór – Macieja Białka – tracącego wzrok nauczyciela historii w liceum – doskonale. A reżyser ograł to prostą ale nie nachalną narracją. Mamy owszem, w tym filmie, tyle przewidywalne, co po prostu życiowe wątki! A to film o człowieku, człowieku i jego życiu. W czyim życiu nie ma miłości, zwątpienia, przyjaciela od wódki, chęci pomocy, odrzucenia, strachu o siebie, innych, egoizmu, problemów prozaicznych jak?

Koronnym argumentem przeciw twierdzeniom, że jest tekturowo i plastikowo, niech będzie fakt, że jeden z wątków, pokazanych w filmie, faktycznie nie wydarzył się w życiu bohatera – chodzi oczywiście o wątek miłości, romansu z nauczycielką polskiego. No jak to, skoro się nie wydarzył, to reżyser, scenarzysta niepotrzebnie i pod publiczkę go umieścili przecież, czyż nie! No może tak. Ale zanim zarzucimy to samo kolejnym zabiegom i z pozoru oczywistym, konstrukcjom bohaterów, jak zbuntowana nastolatka, surowa acz momentami ciepła pani dyrektor, kumpel na każde zawołanie do flaszki, pomocny i naiwny stróż szkolny, wzruszające pożegnanie wychowawcy… to wiedzmy, że historia miłości prawdziwego bohatera nie miała miejsca przed realizacją filmu.

Natomiast… zaistniała później w jego życiu – niemal odwzorowana 1:1 od tego co pokazali twórcy w Carte Blanche! Maciej Białek (Chyra Andrzej na ekranie) poznał faktycznie nauczycielkę języka polskiego, długowłosą blondynkę i wzięli ślub! I to pokazuje jak bardzo blisko, życia jest ten film – nawet fikcja staje się faktem! Każdy motyw w tym obrazie, zanim zarzucisz mu oczywistość i opowiadanie historii od wzorca, broni się tym, że nie jest fantastyką, lecz być może fikcją. Ale fikcją jedynie w odniesieniu do życia tego konkretnego bohatera a nie życia w ogóle.

Nawiązując jeszcze do Fotografa – tu mamy doskonałego Chyrę i Jakóbika i jest ich w tym filmie rzeczywiście na tyle, by się ich kunsztem i geniuszem aktorskim nacieszyć! Cieszcie się zatem, łzę urońcie także! Do kina marsz, po prostu!

 

Fot.: kadry z filmu Fotograf, Carte Blanche

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.