Kiedy tak naprawdę powinniśmy obchodzić Dzień Dziecka?

Dziś był Dzień Dziecka! Nie dało się o tym zapomnieć, choćby dostając życzenia od swoich rodziców.

Nie ukrywam, że czuję się trochę nieswojo, bo mając własne dziecko jednak przerzuca się ciężar swojej roli na bycie rodzicem, niż dzieckiem i to święto zdecydowanie bardziej jest świętem tego mojego małego biegającego blond-włosego stworka niż tego dużego starego, siwiejącego już, mnie. Jednak mam w głowie słowa mojej mamy, które kiedyś powiedziała ot tak, prosto, w sytuacji codziennej, że dzieckiem dla rodzica nie przestaje się być nigdy. Szczerze – coraz bardziej zaczynam te słowa rozumieć a jednocześnie głęboko zastanawia mnie, czy niezależnie od tego, czy to czterolatek czy czterdziestolatek to rodzic ma to samo w głowie i w sercu względem potomka? Bo jeśli tak, to cinszki ten żywot rodzica. A chyba istotnie tak jest… Bo dziś nawet od mojego, bądź co bądź, raczej mało wylewnego taty (lvl 58) w życzeniach otrzymałem zapewnienie, że on codziennie o nas <dzieciach swych – przyp. aut.> myśli, podziwia i docenia. Ale tak co dzień? Przez tyle lat? Cóż, pozostaje sprawdzić na sobie przez kolejne dekady!

Dzień Dziecka było też widać na placu zabaw – każde dziecko z lodem – no nikt mi nie powie, że to tak bez okazji te najdroższe rożki 😛 . A my jako wzorowo wyrodni rodzice dziś zapomnieliśmy wręczyć naszej prezent. No właśnie i stąd tu siadłem i lecą mi te literki spod palców. Bo dziecko nasze nie otrzymało prezentu, który od dawna w domu czeka, który już wybrany i ustalony był przez nas od dawna. Dziecię od rana pytane: „jakie dziś święto” krzyczało z przyklaskiem „dzień dzieckaaaa! hurraaaa!”. A tu nawet upominku?

Dzień Dziecka… To lody z biedry na ławce w parku jedzone?

A refleksja moja stąd, że ten nieszczęsny prezent nie wręczony był pozostał, bo calutki dzień od rana do wieczora córa spędziła z nami, tak normalnie a jednocześnie w pełni i intensywnie. W domu przy śniadaniu, później układając puzzle, czytając Matołka, potem na wycieczce rowerowej, ufna drzemka w foteliku rowerowym, wspólny obiad, po obiedzie z powrotem na rower i na inspekcje wszystkich placów zabaw po drodze, lody z biedry, powrót do domu i trampolina, wspólne wpatrywanie się i wyczekiwanie ruchów kreta w trawniku, kąpiel, kolacja, „z keczupem chce”. Taki Dzień Dziecka, jak każdy zwykły dzień u nas lub popołudnie.

Czy wczoraj był pierwszy czerwca, czy wczoraj był Dzień Dziecka? Nie. A nasze dziecko miało swój dzień. Bo traktory! Pojechała z ciocią i wujkiem na jakieś agro show, na którym było wszystko to co lubi najbardziej! Krowy, barany i traktory! Wieśniara mała! 🙂 Wg kalendarza, żaden to Dzień Dziecka a dla niej pewnie jeden z bardziej bardziejowych. Czy za tydzień będzie Dzień Dziecka? W taki zwykły poniedziałek? Chyba nie. Na pewno nie. Ale u nas i dla Gabrieli to będzie jej dzień – debiut w przedszkolu! Czy dwa dni po  jej debiucie może w końcu będzie też Dzień Dziecka, w tę środę? Czy ktoś będzie szczególnie ten dzień obchodził? Pewnie nie. A to będzie dzień pierwszej wycieczki przedszkolnej naszej córki…

Dzień Dziecka… To lody z biedry na ławce w parku jedzone? To „tata podnieś mnie tu, sama nie mogę”? To „mamo, pocytas mi bajeee?”. To może wspólne kota głaskanie albo karmienie jelonka trawą? Może to rozmienianie dychy, żeby tylko mieć złotówkę do wózka, bo „wózkiem chcę jechać, TYM!”. Dzień Dziecka to traktory, basen, noszenie na barana?

Bo czy bardziej wyjątkowy, czy taki po prostu, zwykły, to każdy dzień jest dniem dziecka. Kiedy jesteś rodzicem.

 

100001agro 100003agro100002agro 100004agro

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.