„Dzień Dobry!” To taki piękny zwyczaj. Był…

Mam siostrę. Siostra ta ostatnio z wielkiego miasta Poznań, poszła z nurtem i opuściła prawie-centrum metropolii na rzecz nowo wybudowanego domu za miastem, na wsi praktycznie – ponad 20 km od centrum.

Czyli takie zurbanizowane wsie okołoaglomeracyjne, na których niegdyś łany żyta i pszenicy na hektarze 7 zł/m a teraz „atrakcyjne działki pod Poznaniem już od 100 zł/m” 🙂  – wstęp dość rozwinięty i z pozoru zagmatwany, ale istotny dla reszty wywodu.

Dlaczego? Otóż fakt, że niegdyś tam te zboża, obornik, przydrożne czereśnie i ogólnie wioska, ma wpływ na to, że dzisiejsi osadnicy pojawiają się tam niejako na ziemiach pewnych rdzennych mieszkańców. Są takimi nowymi we wsi. Mają łatwiej, bo nie osiedlają się tam pojedynczo (wiecie – taki jeden, co to się wprowadza na wieś i zaburza od wieków istniejące struktury, hierarchię i układy to ma dopiero czelendż) a masowo – budowa na budowie – i za niedługo całkiem, ilość tych napływowych przekroczy znacznie liczebność tych rdzennych, jak sądzę, a przypadki innych takich osiedli tylko to potwierdzają.

Tymczasem, póki te proporcje są odwrotne i w przewadze pozostają autochtoni, wielkomiejscy kolonizatorzy muszą poznać ichnie zasady, kulturę, sposób bycia, zwyczaje i obyczaje…

I tak… kilka dni temu porą wieczorową odbieram od siostry mej SMS o treści: „Czy na wsi wszyscy mówią sobie Dzień Dobry?” Koniec cytatu. Ekhm, ekhm. Z siostrą nie koresponduję zbyt często – ona nie uznaje nowych mediów – jak FB, ja zapomniałem o czymś takim jak SMS, a jeśli już się kontaktujemy  to w sprawach, typu „polecony do Ciebie przyszedł” 😉 . A tu po godzinie 21 i konieczność kontaktu nagła, więc ja w szoku. Ale właśnie!

O ileż większego szoku, kulturowego szoku (!), musiała doznać moja siostra rodzona, usłyszawszy „Dzień Dobry” od jakiegoś napotkanego tuziemca, by szukać porady, wyjaśnienia, wskazania drogi, kierunku, jakżyć, otuchy, wsparcia u brata od „poleconego”. Teraz jednak nie byłem li tylko bratem od poleconego. Teraz byłem ekspertem.

Też niegdyś opuściłem metropolię na rzecz wiejskiej lipy, zapachu obornika, ścigania się z JohnDeerami i dźwięku dojarek o osiemnastej. Lat już siedem wstecz, więc doświadczenie mam bogate i na radę z niego wynikającą siostra liczyła. Posłużyłem tą, a jakże!

 

 

Processed with VSCOcam

 

Otóż. Tak! Wieś okazuje się być enklawą, ostoją, przyczółkiem ostatków naturalnej niewymuszonej kultury międzyludzkiej. Kultury i zwykłej życzliwości. Kiedy mieszkałem w Poznaniu na osiedlu, grzecznościowym Dzień Dobry wymienialiśmy się chyba jedynie w sytuacji przymusu – czaicie: wchodzisz do windy, no to Dzień Dobry wypada powiedzieć… Powiedzieć… mruknąć kurna! Że niby coś tam padło, po czym z fascynacją i zaangażowaniem oglądasz czubki butów. Kiedy tego przymusu brak – parking, chodnik, klatka schodowa (bez mijania – mijanka to znów przymus 😉 ) zapomnij, że któryś z mieszkańców wyrwie się z dzieńdobrowaniem do OBCYCH LUDZI, OBCYCH! I nawet jeśli ktoś jeden taki jest, to ze względu na pewną atmosferę ostracyzmu i milczącego pukania się w głowę reszty, że „o co mu chodzi, przecież nic mu nie robię a on mi tu Dzień Dobry…” to nawet taki jeden w końcu zamilknie. A wtedy już na osiedlu nigdy nie zabrzmi spontaniczne i szczere Dzień Dobry.

Spontaniczne i szczere! Tak właśnie! Jak przeczytacie w screenie z mojego SMSa do szwester mej, kiedy udaję się na przejażdżkę rowerową i poniesie mnie przez sąsiednie wsie, nie ma opcji żebym jadąc taką ulicówką wielkopolską zamknął gębę na chwilę – z co drugiej bramy i każdego chodnika słyszę Dzień Dobry. Od obcych ludzi, do obcego gościa! – czego oni chcą? A dzieci w tej praktyce to w ogóle zdobywają mistrzostwo – grupka 8-10 dzieciaków i albo idealne synchro i wszystkie naraz, albo każde reflektuje się w innym momencie i zdążę przejechać a jeszcze słyszę „…obry”.

Heh, na początku myślałem, że „o kurde, wszyscy mnie już zdążyli poznać” – to jeszcze jak u nas na wsi każdy tak uprzejmie dzieńdobrował – dziś o serdecznym przywitaniu z sąsiadami i mieszkańcami naszej wiochy nawet nie wspominam – to naturalne. Ale te kilka dobrych lat temu też miałem szok kulturowy, jak dziś moja siostra 🙂 . Bo to Dzień Dobry to nie same słowa rzucone tak o! To zauważenie obecności czyjejś, pozdrowienie, spojrzenie w oczy, zapamiętanie twarzy, usłyszenie głosu, przywitanie tu u nas, wyrażenie sympatii i zaproszenie do dalszego kontaktu. To niezamykanie się na drugiego OBCEGO człowieka!

A mnie samego naszła refleksja, kiedy już odpisałem siostrze sms-em. Że zwykłe Dzień Dobry, przez to, że gdzieś zanika, to gdzie indziej staje się „pięknym zwyczajem”. Egzotycznym zwyczajem.

 

P.S. A siostrze życzę jak najwięcej kolejnych miłych doświadczeń w nowym otoczeniu!

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.