Nasz wyjątkowo rodzinny czas z trzyletnią tradycją. W tym roku z małą zmianą

Dokładnie miesiąc mija od Wielkanocy, a my dopiero teraz dodajemy zdjęcia z naszego rodzinnego wyjazdu.

 

Na opóźnienie złożyło się parę rzeczy – między innymi to, że jestem w ciąży i mało czasu spędzam przed komputerem, a najczęściej można spotkać mnie na kanapie, w kuchni lub w sypialni 😉 I oczywiście ospa Gabi, która jest z nami od dwóch tygodni też wpłynęła na to, że dopiero teraz mam czas na poukładanie myśli i zebranie wszystkiego w jedną całość. Ale kto mówił, że o Wielkanocy można mówić tylko w marcu?

 

Uwielbiamy to robić!

Nasi stali czytelnicy wiedzą już, że co jak co, ale Wielkanoc lubimy spędzać w Hotelu Ossa. Pierwszy raz byliśmy tam w 2014, rok później z miłą chęcią powtórzyliśmy ten szablon. A w tym roku… postanowiła do nas dołączyć część rodziny Kuby – babcia i dziadek Gabi oraz siostra Kuby z rodziną. Jeszcze przed wyjazdem do Ossy zadzwoniłam do recepcji i zarezerwowałam 3 pokoje obok siebie – i to było bardzo dobre posunięcie! Gabi miała przez ścianę zarówno ukochaną babcię oraz młodszego kuzyna, z którym dzielnie goniła się po całym hotelu.

Pamiętam, że pierwszą Wielkanoc, którą obchodziliśmy razem z Gabi organizowaliśmy w domu. Na śniadanie wielkanocne zaprosiliśmy chyba ponad 12 osób – rodzinę zarówno z mojej strony, jak i z Kuby. Wszystko było idealnie, gdyby nie fakt, że ktoś te potrawy wcześniej musi: kupić, ugotować, przygotować, zjeść, a na końcu i często wyrzucić do kosza na śmieci. W 2013 r. postanowiliśmy, że to była pierwsza i ostatnia Wielkanoc w naszych czterech ścianach. Jesteśmy chyba już za wygodni, za bardzo cenimy sobie swój święty spokój, żeby porywać się na organizowanie takiego przedsięwzięcia w domu. Wiem, może jestem inna niż cała reszta pań, może nie jestem nauczona takiego rodzinnego celebrowania we własnym domu, ale uważam, że z Wielkanocy każdy powinien mieć coś dla siebie – a przynajmniej przyjemność i satysfakcję. A trudno o te dwie rzeczy, kiedy jest się umęczonym po dwudniowym spędzaniu czasu w kuchni… Mogę się mylić, bo każdy z nas jest inny, ale ja wolę mieć podane na stół – a i dla Gabi taki wyjazd to fajna rozrywka, kiedy rodziców ma tylko dla siebie na 200%.

 

Czy taka Wielkanoc na wyjeździe bardzo różniła się od Wielkanocy organizowanej w domu? Oczywiście, że TAK… i NIE!

 

Po pierwsze: Pyszne jedzenie

Szef Kuchni w Ossie to prawdziwy geniusz! Wszystko było jak zawsze pyszne, różnorodne, a ten żurek! Mniam! Jego smak pamiętam do dziś! Zresztą teraz w ciąży jestem taka, że trudno mi dogodzić – jednego dnia jem wszystko, drugiego nic mi nie smakuje. W Ossie bardzo fajnym rozwiązaniem jest bufet szwedzki z daniami na zimno i na ciepło, są tam też przekąski itd. Tam miałam gwarancję, że zawsze coś pysznego będę mogła zjeść. Ciekawym rozwiązaniem jest też bufet dla dzieci – czasami, jak miałam fazę na zupę to tam zawsze mogłam liczyć na pomidorową 😉

 

Po drugie: Świąteczny klimat

Już od wejścia było go czuć! Nie wiem czy gdzieś jeszcze, w jakimś hotelu można zobaczyć małe kurczaczki i całą rodzinę królików! Wyglądało to wręcz bajkowo! Oczywiście wszystkie dzieci miały z tego powodu niesamowitą radochę, ale ja również lubię takie atrakcje. Dodatkowo pierwszego dnia całą rodziną, pod okiem głównego cukiernika hotelu, mogliśmy przyozdobić swojego mazurka lub babę – Kuba i Gabi bardzo spełnili się w tej roli. Prócz tego dzieci mogły wziąć udział w specjalnie przygotowanych animacjach odpowiednich dla danego wieku (grupy podzielone są na maluchy, średniaki i starszaki), były poszukiwania Lorda Kurczaka, a poniedziałek oczywiście śmigus dyngus – nie tylko na basenie 😉 Kto chciał mógł też uczestniczyć w zajęciach z rugby – to taka ciekawostka. Jednak wszystkie atrakcje sprawiały, że Wielkanoc było czuć już w pierwszej minucie pobytu w hotelu.

 

Po trzecie: Wspólne posiłki

Wielkanoc to przecież rodzinne spędzanie czasu przy stole, jedzenie, długie rozmowy. Wszystko to i tym razem miało miejsce. We wcześniejszych latach oczywiście byliśmy zachwyceni sobą i towarzystwo naszej małej rodziny w pełni nam odpowiadało, ale w tym roku było tak, jak powinno być – babcia i dziadek przy stole, lekkie życiowe żarty, wymiany zdań na temat spożywanych potraw i wspólne zachęcanie: „A spróbuj jeszcze TEGO, bo jest przepyszne!”, „Zjesz? Bo już nie mogę?”. Nie tylko ja odchodziłam od stołu z pełnym brzuszkiem! 🙂

 

Po czwarte: Zabawa na dworze

Każda Wielkanoc oznacza pierwsze wiosenne spacery. Kto był w Ossie (albo widział moją relację na Snapchacie) ten wie, że teren wokół hotelu jest niesamowicie urozmaicony i można tam robić dosłownie wszystko! Jest las – dziadek Gabi codziennie rano wstawał pierwszy, chodził na zwiady i obserwował leśną zwierzynę. Jest małe jeziorko, na którym można pływać rowerkiem wodnym – tym razem Gabi polowała na kaczki i rzucała kamienie do jeziorka. Jest mała plaża – akurat podczas tej Wielkanocy nie można było się opalać, ale rok czy dwa lata wcześniej leżaki były tam rozłożone, a na nich wygrzewali się hotelowi goście. Do tego ławeczki, śpiew ptaków, szum drzew – idealnie miejsce, by naładować baterie!

 

Po piąte: Dyskoteka

Ja już swoje na parkiecie wytańczyłam, ale dla Gabi każda dyskoteka czy bal dla dzieci to prawdziwe święto! Zawsze gdy gdzieś jedziemy pyta o dwie rzeczy: basen i disko! I tym razem niesamowicie cieszyła się na dziecięcą bibę. Na parkiecie tańczyła razem z Kubą i ze mną, a wśród nas gromada małych dziewczynek i chłopaków. Na końcu był obowiązkowy „pociąg” złożony ze wszystkich dzieci, a rodzice zrobili most pod którym pociechy mogły przejechać. Wspominamy to co roku tak samo miło!

 

Po szóste: Basen

Gabi uwielbia pływać, a w wodzie czuje się jak przysłowiowa ryba. Zresztą właśnie w Ossie pierwszy raz zaczęła samodzielnie wykonywać pierwsze ruchy w wodzie – oczywiście z pomocą dmuchanego koła czy z pływaczkami na ramionach, ale to właśnie tam odkryła miłość do wody, która trwa do dziś. Miała wtedy jakieś półtora roczku. Tym razem jej kuzyn, który jest właśnie równo 2 lata młodszy od Gabi, poznał przyjemność z pluskania się w wodzie i myślę, że pokochał wodę tak, jak Gabi. Ja tym razem nie korzystałam z basenu (wołałam dmuchać na zimne), ale najważniejsze, że pozostała część rodziny na czele z babcią, zdrowo się wypływała!

 

Niesamowicie cieszę się, że w tym roku udało nam się spędzić Wielkanoc poza domem w większym składzie, rodzinnie. Pamiętam, jak parę lat temu koleżanka opowiadała mi, że na Wielkanoc całą rodziną wyjeżdżają gdzieś w Polskę. Pomyślałam wtedy, że też kiedyś tak bym chciała – nie masz gotowania na głowie, stania przy garach, sprzątania, a mnóstwo jest plusów i wypocząć jeszcze można! Jest mi bardzo miło, że zarówno moja mała rodzina, jak i rodzina Kuby odnalazła przyjemność w takim spędzaniu Wielkanocy! A mój teść, po latach świąt w domu, powiedział nawet, że w taki sposób on z chęcią będzie spędzać każde „jajkowe święta”. I chyba nie ma lepszej rekomendacji niż właśnie te słowa!

 

rodzinna wielkanoc w ossie-2-5 rodzinna wielkanoc w ossie-2-7 rodzinna wielkanoc w ossie-2-8 rodzinna wielkanoc w ossie-2-10 rodzinna wielkanoc w ossie-2-11 rodzinna wielkanoc w ossie-2-191 rodzinna wielkanoc w ossie-2-20rodzinna wielkanoc w ossie-2-16 rodzinna wielkanoc w ossie-2-21 rodzinna wielkanoc w ossie-2-221rodzinna wielkanoc w ossie-83881rodzinna wielkanoc w ossie-83691rodzinna wielkanoc w ossie-8360 rodzinna wielkanoc w ossie-2-236 rodzinna wielkanoc w ossie-2-288 rodzinna wielkanoc w ossie-2-31 4rodzinna wielkanoc w ossie-33663rodzinna wielkanoc w ossie-2-33 rodzinna wielkanoc w ossie-2-37 rodzinna wielkanoc w ossie-2-38rodzinna wielkanoc w ossie-2-361rodzinna wielkanoc w ossie-2-3

 

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.