Córeczka tatusia. Czy może… tatuś córeczek?

Wczoraj wpatrując się (podstawowe zajęcie szczęśliwego rodzica :P) w śpiącą Michalinę złapałem się na tym, że nie myślę o niej, tylko o jej siostrze. Nie, nie o Gabi. Moje myśli poszły (ba, pofrunęły) w innym kierunku.

 

Otóż, w głowie mej powoli już kluje się zalążek myśli o trzecim dziecku. Tak. To znaczy, o trójce potomstwa myślę od zawsze, to jest taki mój plan życiowy, jednak sam zaskoczony byłem tym, że to już – teraz, kiedy Miśka jeszcze nawet w domu nie jest, żona jeszcze pewnie bóle porodu czuje a ja myślami pędzę już gdzieś tam! Ale – w pierwszym akapicie wspomniałem, że myślałem o siostrze Gabi prawda? No właśnie – i tu zaskoczenie moje własne tym większe, kiedy uświadomiłem sobie, że nasze trzecie dziecko w wyobraźni mej jawi mi się już, z góry, domyślnie jako kolejna córka!

Uśmiechnąłem się bardzo do siebie po tej myśli, po czym nie zostawiłem tego tak ot, samopas, oczywiście i przez resztę wieczoru wczoraj myślałem i dedukowałem skąd u mnie taka podświadomość.

Po pierwsze, patrząc tak na nią, utwierdziłem się w przekonaniu, że po prostu one mi wychodzą – takie fajne je robię (razem je robimy, no ale tu dziś o punkcie widzenia taty) – to tak półżartem. A całkiem serio to wychodzi mi też cała reszta z nimi związana – relacje, model wychowania, emocje, które między nami – córą i „tatusiem” (bo tylko tak na mnie woła i o mnie mówi) się zrodziły i co dzień się umacniają i ewoluują. Z drugą będzie tak samo, czuję to, ten zew, klimat, nić porozumienia, nie wyobrażam sobie inaczej. To moje córki.

Ale przecież nie mam syna, prawda? Nie wiem jak by to było, jakim byłbym ojcem chłopca, w jakim stopniu bym się spełnił, jak bardzo bym w to wpadł. Póki co moje przypuszczenia mogę opierać jedynie na obserwacjach „zewnętrznych”, czyli kilkuletnich synów w moim najbliższym otoczeniu. Widzę tam dzieci, z mojego punktu widzenia – ojca ułożonej, grzecznej, kompromisowej córki – bardziej skomplikowane, trudniejsze do okiełznania, nie tak skłonne do porozumienia.

Słucham historii, w których pomysły chłopaków powodują u mnie myśli, że gdyby to mój syn, to bym go sam na kilka dni do kryminału oddał – tak profilaktycznie 🙂 . Jeszcze przed pierwszym dzieckiem mówiłem: jeśli będzie córka to będę tatusiem, jeśli syn to będę ojcem. I to podtrzymuję do dziś, z tym że rolę rzeczonego tatusia mam opanowaną do perfekcji i wiem jak bardzo ona mi odpowiada. Tej drugiej stronie z resztą też. Więc jeśli coś nam wychodzi, coś robimy dobrze, to dlaczego to zmieniać? 😉

Dziś nie jarają mnie typowo chłopięce fascynacje piłkarzami. Owszem, poobserwowałbym kosmos, ziarnko piasku pod mikroskopem, powalczyłbym na miecze, postrzelał z procy czy pojeździł na hulajnodze. Ale zaraz… czy ja właśnie nie robię tego wszystkiego z córką? Przecież kiedy chwytam śrubokręt to od razu dwa, bo wiem, że zaraz usłyszę: „ja też, ja z tobą tatusiu, pomogę ci, zrobimy to razem!”

 

IMG_20160429_084146

 

Kiedy byłem, /kiedy byłem/  małym chłopcem /hej/, to oprócz tego, że majsterkowałem na potęgę (np. mój rower Wigry 3 miał światło stopu i światła długie/krótkie), chłonąłem całą wiedzę popularnonaukową (gdyby wtedy był internet…), robiłem dziesiątki kilometrów dziennie na rowerze, chodziłem na kosza na SKS, to z taką samą radością oddawałem się towarzystwu koleżanek – i to z nimi kradłem jabłka, chodziłem na kukurydzę, czy tropiłem gościa włamującego się do naszej podstawówki, ale też grałem w gumę i w klasy, wymieniałem się „karteczkami” – kto pamięta?

Nie jest więc tak, że siedziałem w różowych lalkach i w koronkowej czapeczce od mamusi, bo mam chyba nadal rekord wybitych szyb z procy w szkole a i prawdziwe bomby na trotylu z kolegą detonowaliśmy. Ale to, że dzieliłem zainteresowania i czas wówczas pomiędzy płcie, daje mi dziś pewną przewagę w byciu tatą dziewczynek. Rozumiem kobiety. A, mam dwie siostry, młodszą i starszą – warto wspomnieć.

Po prostu dusza kobiet jest mi bliższa. Dziś jeśli miałbym pomyśleć o tym kto w moim życiu dorosłym mnie fascynuje, to nie będą to władczy mężczyźni wyczerpujący archetyp bezwzględnego samca, nie wspomniani piłkarze, rajdowcy, politycy, herosi ale ciekawe, subtelne osobowości kobiece. I chyba bardziej czuję, że wiem czego od siebie wymagam i jaką drogę chcę przejść jako tata córek, niźli ojciec syna.

 

Zawsze też istnieje prawdopodobieństwo, że bardzo się mylę w moich dywagacjach, że zbyt mocno okopuję się na sprawdzonych pozycjach – tatusia córeczek (dwóch, trzech…), a może prawda jest taka, że jak się jest zajebistym tatą, to jest się nim niezależnie czy dla córki, czy dla syna.

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.