Poniósł mnie instynkt. I jestem z tego cholernie dumna!

Tego dnia urodziłam mojego synka Alexandra. 20.02.2017 to data, której nigdy nie zapomnę. Nie zanosiło się na to, by poród zakończył się bez chemii, która miała w naszym krwiobiegu wywołać poród , ale może od początku.

 

20.02.2017 trafiliśmy do szpitala w Lesznie na polecenie naszego lekarza prowadzącego. Mieliśmy z maluszkiem dwa dni do godziny 'zero’, która miała nastąpić w środę o 6:00 rano, dzięki podłączeniu kroplówki z oksytocyną. Bardzo się tego bałam.

Bałam się samego pobytu w szpitalu, bo przecież po co mi te nerwy? To oczekiwanie na to aż przyjdą bóle, a jak przyjdą to jak bardzo będą uciążliwe? Ile to potrwa aż kroplówka zadziała? A jak już zadziała czy skurcze będą słabe i będą się nasilać czy od razu będą 15 w skali 1-10? Nie chciałam być podczepiona pod kroplówkę i czekać w nerwach kiedy zacznie się ’prawdziwa jazda bez trzymanki’. Szczerze mówiąc, dotychczasowa świadomość życia na ’bombie’, która mogła wybuchnąć w każdej chwili bardziej mi odpowiadała. Wiedziałam, że jak już się zacznie to muszę po prostu dać ’ponieść się fali’.

Na szczęście w poniedziałek 20-02-2017 około godziny 17:00 zaczęłam odczuwać skurcze w dolnej części brzucha, pomyślałam ’No fajnie, pewnie kolejne skurcze przepowiadające jak te, które miałam w 36. tygodniu ciąży. Nie wystarczy to, że muszę tu leżeć i czekać to jeszcze teraz muszę się pomęczyć z tymi skurczami’ które, dodam, oceniałam jako 4 na 10 w skali bólu, i teraz wiem jak bardzo się myliłam oceniając je tak wysoko… Teraz oceniam je najwyżej na 2.

 

Czas: SKURCZE I BADANIE

Jednak minęła godzina a skurcze nadal się utrzymywały. ’Czas zacząć je sprawdzać’ pomyślałam włączając aplikacje z opcją stopera w telefonie. Zaczęło się od skurczy po 30 sekund w odstępach co 7 minut, później co 5, 4, 3 minuty. Pomyślałam, że nie będę siać paniki, bo nie boli mnie tak bardzo, poczekam do wieczornej wizyty i poinformuje lekarza. Im dłużej jednak czekałam, tym skurcze zaczęły się od siebie oddalać i były bardzo nieregularne, wypadały znów co 4, 5 a nawet 8 minut. No i super, nareszcie spóźniona o pół godziny wieczorna wizyta… Poinformowałam, że mam skurcze od 3 godzin (ale ukryłam fakt ze są nieregularne) i zostałam poproszona o przejście do pokoju badań.

Rozebrałam się i poinformowałam, że rano podczas przyjęcia na oddział miałam rozwarcie na 2,5 cm i całkowicie skrócona szyjkę. Lekarz rozpoczął badanie i od razu poinformował mnie, że jest bez zmian ale…. Nagle moje ciało chyba wiedziało, co jest grane i że badanie jeszcze trwa, przyszedł, kolejny skurcz. Lekarz spojrzał na mnie i poinformował, że podczas skurczu rozwarcie ma 4 cm i pcha się główka. Usłyszałam tez pytanie czy chce iść do góry (w leszczyńskim szpitalu porodówka jest dokładnie piętro nad oddziałem ginekologicznym). ’Oczywiście’ odpowiedziałam tylko, ocierając z policzka łzy szczęścia. Ruszyłam szybko na salę spakować wszystkie swoje rzeczy, bo zaraz pielęgniarka miała mnie odprowadzić na salę porodowa. Wykonałam telefon do narzeczonego informując go o całej sytuacji. Zastałam go akurat na treningu koszykówki (bardzo istotny detal). Odpowiedział, że niedługo będzie.

Po chwili byłam już na porodówce, przebrana, zwarta i gotowa na to co ma się wydarzyć. Jednak takiego obrotu sytuacji nie przewidziałam.

Miałam w dokumentach wcześniej przygotowane 20 zł w jednym banknocie, by ukochany mógł wykupić ubranie, aby moc towarzyszyć mi na sali porodowej. Zadzwonił do mnie i powiedział, że już jest w szpitalu i ma moje rzeczy, które wcześniej przygotowałam do porodu. Poprosiłam naszą położną, aby zabrała 20 zł i mu przekazała (bo w takich chwilach jak na złość nie ma się potrzebnego banknotu – dlatego też ja byłam na taką opcje przygotowana i bardzo dobrze, bo Daniel zapomniał portfela). Położna zaniosła mu banknot i przyniosła moje rzeczy.

Akcja zanikała, nagle skurcze ustały i miałam wrażenie, że nie miałam żadnego od jakichś 15 minut. Poinformowałam o tym położną, która powiedziała, że to możliwe przez emocje. I nagle zobaczyłam to… co zobaczyłam.

 

 

To tylko BOKSERKI

Nagle w drzwiach sali pokazał się mój ukochany… w samych bokserkach i butach!

Oczywiście miał też na sobie wykupione za owe 20 zł ubranie do porodu, które jest wykonane z cienkiego praktycznie przezroczystego materiału. Wybuchłam śmiechem na ten komiczny widok! Nie dosyć, że ja nie mam na sobie nic poza cienką, szpitalną koszulką do porodu to mój ukochany też jest rozebrany prawie jak do rosołu.

Nie wiem czy to od tego ataku śmiechu ale zaraz wróciła czynność skurczowa.

Podłączono mi KTG i leżałam tak około godzinę. Po tej godzinie było badanie przeprowadzone przez położną, stwierdziła rozwarcie na 5 cm! Zaproponowała bym nie leżała i skorzystała z piłki, i to było to! Gdybym mogła chyba nie zeszłabym z niej! W tym czasie położna zaczęła majstrować przy radiu i przypomniałam sobie, że przecież spakowałam ze sobą bezprzewodowy głośnik, by puścić na czas porodu muzykę relaksacyjna! Wysłałam więc Daniela po głośnik, który był w mojej torbie w szatni, a ja zaczęłam szukać ukojenia podczas skurczu.

 

 

Ukojenie w NATURZE

Kiedy wrócił z głośnikiem włączyłam sobie relaksacyjne dźwięki natury, które wprowadziły mnie w trans, było mi tak przyjemnie wsłuchując się w szum drzew i śpiew ptaków i kręcąc się na piłce!

To chyba była najprzyjemniejsza część, kiedy skurcze mogłam jeszcze przytłumić. Daniel usiadł za mną na worku sako i asekurował mnie trzymając za biodra, nie nudziło mu się, bo miał pilnować 10 obrotów w prawo, później w lewo i liczyć ilość podskoków – przecież on miał w tym wszystkim też swoją bardzo ważna rolę! To on pilnował, by główka ładnie wstawiła się w kanale.

Kiedy musiałam zejść z piłki było już gorzej. Musiałam znów być podpięta pod KTG, a skurcze były coraz mniej przyjemne i niemożliwe do przytłumienia. Na ratunek przybył gaz.

Nie miał uśmierzać bólu, lecz pomóc mi w skupieniu się na oddechu podczas skurczy. Kiedy tylko czułam nadchodzący skurcz chwytałam za ustnik do gazu i skupiałam się na trzech szybkich oddechach i jednym długim, pomagało mi to w skupieniu się na tym co najważniejsze.

Po pewnym czasie (tutaj już kompletnie nie wiem co trwało ile czasu, straciłam poczucie czasoprzestrzeni, dla mnie nie było godzin czy minut, żyłam w tym czasie od skurczu do skurczu) kiedy położna odłączyła KTG, było kolejne badanie i tutaj usłyszałam o rozwarciu na 7 cm. Pomyślałam, że przecież to teraz powinnam czuć kryzys, ale nie jest tak źle, dam rade!

 

PONIÓSŁ MNIE INSTYNKT

Zaczęłam znów skakać na piłce, ale byłam już tak osłabiona skurczami, że nie byłam w stanie się samodzielnie na niej utrzymać, Daniel asekurował mnie od tyłu a przede mną siedziała położna i blokowała piłkę bym z niej nie spadła. (Załamanie czasoprzestrzeni) Położna zaproponowała bym zmieniła pozycje. Powiem szczerze, że ledwo wstałam z piłki, już miałam układać się na łóżko i nagle przyszedł… skurcz. Na stojąco to chyba jedno z gorszych rzeczy jaka mnie spotkała podczas porodu, na szczęście minął dość szybko i z pomocą Daniela wdrapałam się na łóżko.

Położna ustawiła mnie w pozycji klęcznej, po lewej miałam Daniela, po prawej położną, trzymałam się ich obojga na raz. I od tego momentu całkowicie dałam się ponieść instynktowi. Nie przeszkadzałam swojemu ciału, by radziło sobie z bólem. Wymachiwałam głowa jak na koncercie hard rocka i trzymając Daniela za dłoń poruszałam nią jakbym była DJ’em za konsolą i miksowała jakiś szybki utwór. Daniel wspomina to bardzo humorystycznie i przyznam, że też pewnie gdybym obserwowała to z boku to śmiałabym się sama z siebie.

I mniej więcej na tym etapie zaczęłam się frustrować, kiedy nareszcie się to skończy? Moje ciało nie dawało już rady, ból przejmował nade mną kontrole, a ja wściekałam się przy każdym kolejnym skurczu. Położna radziła, by skupić się na oddechu. Po badaniu okazało się, że rozwarcie wynosi 9 cm. Daniel powtórzył po położnej 'Kochanie, słyszałaś? Już jesteś tak blisko! 9 cm! Jeszcze trochę!’… nie jestem w stanie Wam opisać mojej frustracji… byłam wściekła, jak to tylko 9? Powinno już być 10! Nie chcę już dłużej tego przeżywać, niech to się już kończy!

Praktycznie zaraz po moim momencie kryzysu zaczęłam odczuwać wyczekiwane skurcze parte. Nie były one przyjemniejsze od wcześniejszych, ale wiedziałam, że teraz muszę dać z siebie wszystko i zaraz poznam swojego synka. Po trzech skurczach partych, z którymi nie potrafiłam sobie poradzić poczułam, że nie chce by Daniel dalej mi towarzyszył, oznajmiłam mu, że ma sobie już wyjść. Nie protestował.

Nie wiem ile trwały u mnie skurcze parte, ale pamiętam że były bardzo bolesne. Między skurczami położna tłumaczyła mi, jak przeć, by poszło szybciej. Nie umiałam, skupiałam się za bardzo na rozładowaniu bólu i spinałam się cała od pasa w górę zamiast na odwrót, ale skupiłam się i po dwóch czy trzech udanych próbach usłyszałam ’Natalia! Widać ciemne włoski! Chcesz dotknąć główki? Jeszcze chwilka i będzie po wszystkim!’ Nie chciałam się poruszać, drgnąć, nie mówiąc o uruchomieniu mięśni, by dotrzeć ręka do rodzącej się główki, nie mogłam sobie pozwolić na rozkojarzenie i wiedziałam o tym. Chwilkę później główka synka była już poza moim ciałem ’Jeszcze raz Natalka! Dasz radę!’ Dopingowała mnie położna i uwierzcie mi, że nigdy w życiu z siebie tyle nie dałam, co podczas tego ostatniego skurczu.

 

 

WITAJ NA ŚWIECIE ALEX

Od razu usłyszałam płacz synka, to był magiczny moment! Położna położyła go na moim już mniejszym brzuchu (już zdążyłam zapomnieć, że nie zawsze był gigantycznych rozmiarów!) i nagle już nic nie czułam, nawet nie wiem kiedy urodziło się łożysko, nic nie miało dla mnie w tym momencie znaczenia! Po chwili zabrano mi go by go pomierzyć i zważyć, dostał 10 punktów! Byłam z niego taka dumna! Kiedy maluszek był już czyściutki poprosiłam, by zawołać Daniela. Powitałam ukochanego trzymając małego w ramionach i powiedziałam ’Poznaj swojego synka’. Był to dla mnie wzruszający moment i łzy lecą mi nawet teraz, kiedy o tym wspominam.

Pragnę dodać na koniec, że poród odbył się jak planowałam bez znieczulenia. Miałam chwile kryzysu, ale jestem z siebie dumna, że dałam radę. I pomimo tego, że na początku ciąży nie chciałam słyszeć o porodzie siłami natury, bo z góry założyłam, że nie chcę przechodzić przez to 'piekło’,

Dzisiaj jestem zdania, że poród siłami to jedna z piękniejszych rzeczy, którą zawsze będę wspaniale wspominać! I nie jest to żadne piekło tylko wręcz przeciwnie! Ciąża trwa 9 miesięcy i jest to czas dla przyszłych matek, by psychicznie przygotować się do porodu, przemyśleć wszelkie „za i przeciw”. Warto poczytać o porodzie i zorganizować spotkanie z położną w celu informacyjnym. Dodam tylko, że lekarz prowadzący ciążę nie zawsze musi mieć rację – mój zakładał, że ja sobie nie poradzę przy porodzie, był przekonany, że moja psychika jest na to za słaba. Jednak wywalczyłam poród naturalny, pragnęłam tego! I teraz jestem z siebie CHOLERNIE DUMNA!

Poród może być też prawdziwa przygodą dla obojga partnerów, może Was bardzo do siebie zbliżyć. I pomimo tego, że pierwotnie Daniel nie chciał być przy porodzie i dał się namówić pod sam koniec ciąży i tylko dlatego, że wiedział że może opuścić salę porodową w każdym momencie, zdecydował się i mówi że dla niego nasz poród był super przeżyciem, czuł się potrzebny i spełniony. Wie, że bardzo mi pomógł i jest zadowolony, że mógł też uczestniczyć w tym ważnym dla nas wydarzeniu. Więc drogie przyszłe mamusie, apeluje do Was jako świeżo upieczona 22-letnia mama, bądźcie świadome swoich decyzji jeżeli chodzi o poród. To cudowne przeżycie zostanie z Wami do końca życia!

 

Dla mnie to będzie życiowy sukces jeżeli udało mi się przekonać choć jedną z Was do zmiany decyzji na poród naturalny, a jeżeli utwierdziłam Was w decyzji, bo wcześniej się wahałyście, to również jestem dumna! Życzę Wam pięknego porodu, aby zapadł Wam w pamięci w samych superlatywach. A ból? Będzie do zniesienia! Obiecuję!

 

 

***

Ten tekst – relację ze swojego porodu napisała Natalia, młoda mama z Leszna zakochana w swoim synku, która rodziła na nowej porodówce w leszczyńskim szpitalu. Jeśli macie jakieś pytania do Natalii na temat porodówki w Lesznie to możecie zadawać je tutaj w komentarzach pod wpisem lub na Instagramie Natalii www.instagram.com/oh.natty/

Dziękuję za wspaniałą historię Natalio! Życzę Wam wszystkiego najlepszego – Alex ma cudownych rodziców!

 

A jeśli chcecie podzielić się swoją historią porodową lub inną związaną z macierzyństwem to piszcie do nas na adres oczekujac@gmail.com – CZEKAMY!

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.