Jedzie Gabi, jedzie.

Tak od samego rana (kiedy robiłem fotki łóżeczka w nowej lokalizacji, czyli w naszej sypialni) chodzi mi po głowie ta piosenka, ze zmienionymi nieco (patrz tytuł posta) słowami refrenu .

No dobra, wiem co powiecie, że zwariowałem. Niech tak będzie.
Każdy fader powinien zwariować na punkcie swojej córy!
No więc chodzę tak i nucę w oczekiwaniu kiedy dziewczęta przyjadą do domu. Być może już jutro.
A ta superaśna ciuchcia to jeden z podarków od babci Violetty.

W tym miejscu, dziewczęta mam do Was pytanie. Krótki wstęp: zawsze jakoś byłem temu przeciwny, wydawało mi się to takie materialne, komercyjne, puste. Otóż nie mogłem zrozumieć sensu kupowania prezentów „za dziecko”. Dziś jednak kiedy wiem ile – nie chcę tu popadać w nadmierny patos – ma za sobą (a ile jeszcze przed sobą) zaciskania zębów i ile siły potrzebuje młoda mama by sprostać tym pierwszym dniom macierzyństwa i samemu poczęciu maleństwa, czuję nieodpartą potrzebę ukoronowania wysiłków mojej żony miłym upominkiem – chodzi mi po głowie jakieś świecidełko. Macie Drogie Czytelniczki jakieś sugestie? Co mogłoby najbardziej ucieszyć wracającą do domu mamę? Nie, no jasne, że tak po prostu to pusta zmywarka, poodkurzane dywany, porządek w łazience, pełna lodówka i tym podobne 🙂 – to jest załatwiane na bieżąco. Chcę też jakoś „pokolorować” dom 🙂 ale o tym później – jeśli mi się wszystko uda to będzie blogorelacja post factum. A teraz jeśli macie jakiś pomysł, bądź swoje miłe doświadczenia napiszcie co Wy byście chciały dostać od swoich mężczyzn? 🙂

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.