Hi, czyli witajcie w Holiday Inn

Nasze dziecię od maleńkości buja się po hotelach. Sory. Tak wychodzi. Się lata po kraju to gdzieś trzeba spać. A czasem to nas nawet gdzieś zaproszą. Tym razem mieliśmy przyjemność przyjąć zaproszenie do – jak się okazało – miejsca wyjątkowego. Bo to nie tylko hotel, nie zwykły cztero czy pięciogwiazdkowiec. Holiday Inn w Józefowie to oaza. Trzydzieści kilometrów od centrum stolicy i znajdujesz się w środku lasu a do tego w otoczeniu tylu atrakcji i tak bogatej infrastruktury rozrywkowej, że nic więcej nie trzeba by spędzić wymarzony weekend i prawdziwie odpocząć.

Nasz pobyt zaczął się zwyczajowo wręcz. Czyli: Księżna zaanektowała łóżko jej nienależne a do tego znalazła powitalnego cukierka i mimo późnej pory i długiej podróży jaką miała za sobą nie myślała o zbyt szybkim pójściu spać. Nasza luxurious girl 🙂

Ty gupi cukierku!



  
  


Ale, ale… w kątku coś tam stoi i chyba jest niechybnym przeznaczeniem naszej Księżnej

A z takim rarytasem spotkaliśmy się pierwszy raz – różne twardości poduszek! Do wyboru. Idealne dla nas – ja muszę się zapadać w poduchę a Maria w domu śpi na takiej leczniczej – dla mnie to jak cegła.

  

Oto nowatorskie wykorzystanie wiaderka na lód do drinków – podgrzewacz obiadków dla dziecka to jego druga funkcja. Nalej wrzątku, włóż słoiczek, nakryj wieczkiem. Kiedy gotowe do wyciągnięcia ciepłego słoika użyj szczypców do kostek lodu, które naturalnie są nieodłącznym elementem  takiegoż wiaderka :D. Idealny sprzęt!

  

Śniadanko…

   
Takie widoki z balkonu

Najedzeni i ogarnięci poszliśmy na spacer po tym wielkim i zielonym areale. Oprowadziła nas Ewelina – manager Holiday Inn w Józefowie.



  


Na terenie znajduje się nieduże pole golfowe. Nieduże czyli wystarczające by pierwszy raz wziąć do ręki kij golfowy i czegoś się nauczyć. Tym bardziej, że właśnie odbywał się cykl akademii golfa dla tych co jeszcze nigdy 😀

  

  



  
  

Kiedy my stawialiśmy pierwsze roz-kroki w golfie, Gabi nawiązywała kontakty z nową ciocią. Zrozumiały się od razu – Ewelina jest mamą sześciomiesięcznego Bartka.

Na początku raczej kijem w beton…

  

Ale poooootem! Gdzie ona wylądowała?! Tiger Woods wyzywam cię! Z moim handicap’em to mam szanse go pokonać!

  



  

No cóż – jak podrośnie też trzeba będzie ją tam zabrać 😀


Spacer, sporty „wyczynowe” – to męczy. Trzeba znów coś zjeść. 🙂



  


Się popluskać dziewczyny poszły wieczorem



  
  

No i piękne otoczenie – w chwilę po ulewie. Zapraszam na spacer…

  

  

  

  


  



Taki oponowy huśtawkowy old-school 😉

  





Na park linowy niestety nie poszliśmy, bo się rozpadało. A ja uwielbiam…

  



  



  



  

  

  


W takie miejsca chce się wracać.



Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.