Moje pierwsze siedem prac w życiu. #MyFirst7Jobs

Z ogromną przyjemnością czytam na FB u znajomych posty spod hasztagu #myfirst7jobs.

 

To taki bardzo fajny „łańcuszek” 😉 , w którym autorzy opisują swoje pierwsze siedem prac/zajęć/zawodów w życiu, dzięki którym mieli czym zasilić swoje świnie skarbonki. Czytam to z taką ekscytacją, bo niemal każdy z tych wpisów dowodzi, że ludzie, którzy dziś robią COŚ, zaczynali od naprawdę śmiesznych a czasem gównianych rzeczy. Ale właśnie taka jest ich kolej – nic nie bierze się z niczego. Jeśli za młodu nie robiłeś nic, pewnie i dziś nie robisz NIC.

Oczywiście pałając sympatią do tego trendu sam postanowiłem przede wszystkim przypomnieć sobie 7 moich pierwszych prac, bo to nie takie oczywiste jak się wydaje – początkowo w głowie siedzą tylko te poważniejsze a kiedy zaczniesz myśleć i myśleć to możesz dojść do pierwszej czerstwej drożdżówki sprzedanej koledze w przedszkolu – jest zysk, jest! Ja aż tak nie zaczynałem, ale myślę, że wcale nie mniej ciekawie.

 

Zapraszam!

 

#1 Elektronika i dział sportowy

Byłeś kozakiem jeśli to miałeś lub miałaś. Co? Piłeczki do ping-ponga i/lub małe elektroniczne pianinko – ten kieszonkowy badziew, kojarzycie? A ja to sprzedawałem, byłem przekozakiem. Piłeczki miałem wyjątkowe i z wyjątkowego źródła – tata pracował w salonie gry Bingo, w którym to salonie losowanie odbywa się w maszynie z piłkami właśnie – 100 piłek, każda z dziesiątek w innym kolorze i z inną liczbą. Co jakiś czas wsad był zmieniany na nowy – stary trafiał do drugiego obiegu – do mnie! Dystrybucja: w szkole, na podwórku, po domach. Cena – a ile dasz? Pianinka – 4 różne kolory do wyboru, pakowane w blistrze, nowe, nieużywane, z bateriami, w zestawie książeczka z nutami popularnych melodii jak Panie Janie, Wlazł Kotek, polecam tego allegrowicza zasadniczo :). W posiadanie wszedłem przejmując towar od przedsiębiorstwa, które nie poradziło sobie z upłynnieniem tego w hurcie – od firmy mojego Taty :), on z kolei je pozyskał w ramach wolnorynkowej kontrabandy lat 89/90 :D. Ceny nie pamiętam, ale piłki szły dużo lepiej, więc chyba produkt nie był dostosowany do rynku.

 

#2 Dary natury

To nieprawda, że najlepsze kasztany są na placu Pigalle. Najlepsze to były te, które zbierałem każdej jesieni z siostrą. Cała nasza droga do podstawówki była osłonięta wielkimi kasztanowcami, z których co rok spadały tony owoców. Tony kasztanów na asfalcie i poboczu, które bardzo chętnie skupował Herbapol. Nie wiem ile z tego hajsu było ale radochy mnóstwo, bo to było coś jak wiejskie odzieranie drobiu z pierza – na raz wszędzie gdzie stały te drzewa pojawiała się cała popegeerowska wieś, całymi rodzinami, z wielkimi workami, taczkami, wiaderkami. Dla nas to było zarobić parę złotych dla siebie (tata zawoził z nami dużym fiatem te kasztany do skupu i pewnie paliwo kosztowało go więcej niż my z tych zbiorów mieliśmy) a dla wielu rodzin z tych zapomnianych terenów Pomorza Zachodniego – dochód wpisany w kalendarz budżetu domowego.

 

#3 Mało słodki smak truskawek

Truskawki. Nadal zostajemy na Pomorzu Zachodnim i w czasach mojej podstawówki, ale już po szóstej klasie. Szukam usilnie sezonowej roboty jakiejś. Mieszkamy na wsi, więc trudno, bo to nie wieś gospodarska, ale jak już wspomniałem mocno dotknięta bezrobociem strukturalnym po PGRach. Więc lokalnie mogę się zatrudnić u sąsiada co sam roboty nie ma. Będąc w mieście powiatowym czytam ogłoszenia w gablocie urzędu pracy – sezonowy zbiór truskawek! Ale to daleko – nie dojadę… Wracam na wioskę. Dwa dni później dowiaduję się, że na ten zbiór do naszej wioski przyjeżdża o piątej rano autobus i zabiera chętnych! WOW! Jadę, oczywiście wraz z mieszkańcami całej wsi – tymi samymi, co pod kasztanowcami.

 

#4 Ad sense, tylko, że off line

W CV mam już ukończenie szkoły podstawowej z wynikiem „czerwony pasek na świadectwie i udział w licznych olimpiadach wszelkiego szczebla, religia – nieklasyfikowany” oraz w rubryce doświadczenie: to co powyżej w tych trzech punktach plus karta rowerowa i praktyka w prowadzeniu pojazdu typu Wigry 3. Czas więc zawojować rynek, pracodawcy drżyjcie nadchodzi pracownik dekady. Liceum i miasto powiatowe pod Poznaniem, bo się przeprowadziliśmy. Tę robotę znajduje mi w gazecie Tata – wiecie jakie jest wymaganie? Posiadanie roweru lub motoroweru 🙂 . Mam! Fucha polega na tym by raz w miesiącu pojechać do Poznania odebrać ok. 200 egzemplarzy pisma branżowego budowlanego – taka mniejsza panorama firm, w której ogłaszają się firmy, przywieźć do do mego miasta i tam rozkolportować po konkretnych firmach, w zamian otrzymując pieczęć zakładu w dowód, że się tam było :). Periodyki tacham w torbie podróżnej, jeżdżąc pociągiem na gapę do Poznania, potem autobusem MPK – (też na gapę, bo inaczej by mnie koszty w tej działalności zjadły), który mi pasuje akurat od pętli to pętli. Z powrotem tak samo a w dwa kolejne dni, przed szkołą lub po szkole na rowerze sumiennie rozwożę ten archaiczny czarno-biały druk z żółtą okładką. Raz nawet dostałem 5 zł napiwku od pana z zakładu szklarskiego. Za całość od firmy otrzymuję coś od 150 do 200 zł (bodaj 70 gr od dostarczonej sztuki było, plus zwrot zryczałtowanych kosztów dojazdu, które ja mam na koks, bo przecież na gapę jeździłem 😉 . Łapię jeszcze roznoszenie gazetek Tesco po osiedlach. Do dziś cała kaseta Kultu TAN i 45-89 kojarzy mi się ze specyficznym zapachem klatki schodowej, bo ulotki roznosiłem zawsze z walkmanem w uszach 😀 . Oprócz tego w każde wakacje w liceum coś innego, ale to osobna historia. Ale zawsze „w reklamie”

 

#5 Sprzątaczka w garniturze

Studia a więc Poznań – miasto możliwości, doznań i know how. Tu w pierwsze wakacje, zaraz po maturze, łapię się wszystkiego. Jestem zatem przedstawicielem Netii – to popołudniu, bo przed południem, zasadniczo to od wczesnego rana, tak godzina 5/6 pracuję przez agencję zatrudnienia w Castoramie, miałem być skierowany na dział budowlany, ale na miejscu w wyniku zamieszania dostaję identyfikator ze skrótem DUC – wiecie co to? Dział Utrzymania Czystości 🙂 . Zmianę zaczynam więc codziennie od parkingu z miotełką, a że to lato to do dziś pamiętam ten chłód szóstej rano przeistaczający się w upał ósmej rano 🙂 a potem jest już lepiej w pięknej klimatyzowanej sali sprzedaży, bo mopy i miotły (jako praca lżejsza) w tym dziale są przeznaczone dla pań a dla panów paleciak – jeżdżę między alejami i zbieram puste palety i folie z hali sprzedaży. Jak to w agencji – zmieniają ci destynacje jak chcą i kiedy chcą, więc trafiam też na nocne inwentury do Tesco i na dniówki jako porządkowy do, nieistniejących już, HITów. Cały czas popołudniami zakładam garnitur i lecę w teren Poznańskich Jeżyc czynić akwizycję nowych podłączeń internetu i telefonu na rzecz Netii – nie wiem co to urlop. W te wakacje nawiązuję też pierwszą i jak się potem okazuje dłuższą (cały pierwszy rok studiów) współpracę z agencją rozstawiającą hostessy i promotorów i tak od zlecenia do zlecenia – a to się Persil promowało w Selgrosie, a to Niveę w Tesco, Liptona w Makro, czy pleśniowy Valbon na Starym Rynku… Wszystko i wszędzie. Przygód na osobny rozdział w książce.

 

#6 Pizza z Seicento

Potrzeba stabilizacji 😉 każe mi szukać dalej – pracy na stałe. Tak trafiam do Telepizzy! Mam pożyczone od siostry nowe salonowe seicento, więc okrutnie wyróżniam się wśród innych dostarczycieli, którzy jako służbowe auto dostawcze obrali sobie dwudrzwiowe z silnikiem z tyłu – Ferrari?! – no nie, Maluchy. Heh, rekrutacja do TP już była śmieszna – pamiętam dwa motywy, poszedłem na spotkanie z syndromem na twarzy „zgól ten koper synu”, czyli pewnie po kilku imprezach więc lekko nieogolony i dostałem w związku z tym pytanie, czy jestem gotów zgolić zarost, bo standard dostarczyciela u nich przewiduje gładkie lico. Lekka konsternacja, bo oczywiście, że tak – mój obecny stan to pomyłka, więc nie ma problemu. Kiero widząc moje zdziwienie wyjaśnia, że wczoraj miał kandydatka, który wychodzi na to, że „wąsy nosił od przedwojnia i ogolić się nie pozwolił” bo zrezygnował z tej roboty przez ów wymóg. Druga rzecz z tej rekrutacji to pytanie co zrobię, jeśli zobaczę, że kolega podbiera puszkę pepsi i za nią nie płaci… Uuuu, dobry klimat tu jest, myślę sobie. W TP oprócz tego, że klimat był dość prostacki, to długo nie zabawiłem z innego powodu – po około miesiącu w pracy rozbiłem w poślizgu na mokrym bruku siostrzane seicento… A! Pamiętam jeszcze jeden napiwek – 70 zł, przy rachunku na jakieś 150 zł – podpita rodzinka w czasie jakichś mistrzostw w piłkę kopaną 🙂 , moja impreza za ten hajs chyba tydzień trwała…

 

#7 Sprzedawca-ochroniarz

To będzie ostatnia z siedmiu moich prac pierwszych i niepoważnych, bo ósma to byłaby już autentycznie pierwsza praca na etat, w dodatku taka, która pozwoliła mi się rozwijać i zarabiać pierwsze poważne pieniądze – mieszkanie, auto, studia – za wszystko to zapłaciłem właśnie wtedy, ale to może innym razem, zostańmy więc przy ostatniej niepoważnej, choć pierwszej na umowę o pracę i z normalnym zatrudnieniem. No trochę normalnym – bo na 5/8 etatu 🙂 . Tak, zmiany wyglądały mniej więcej tak: 8-13, 13-18, 17-21. Gdzie tak? Może ktoś pamięta pierwsze wielkopowierzchniowe markety sportowe Giacomelli Sport? To właśnie tam. Główne zadania: klipsowanie towaru, układanie na półkach obuwia, co było robotą syzyfową, bo klient potrafi, oj potrafi – szukać rozmiaru, pary i odpowiednio puszczonego szwu w bucie tak długo aż znajdzie, choćby na samym dole regału, a potem i tak wróci następnego dnia bo wziął dwa lewe. Jednym z czołowych obowiązków całej ekipy była też obczajka na złodziei, bo z racji dużej ilości odzieży brandowanej łyżwą, potrójnym paskiem, drapieżnym kotem i tym podobnym, sklep cieszył się ogromnym powodzeniem u Sebastianów i ich Karyn 🙂 . Poznałem najciekawsze techniki pozyskiwania towaru nie płacąc za niego – Sebki i Karyny takie gópie nie som – nawet klatkę Faradaya znają. Z Giaco rozstałem się chyba po jakimś kwartale, na rzecz pracy dla LPP w marce Reserved.

 

I od tego momentu może zacząć się druga część MyFirst7Jobs, tylko nie wiem czy to 7 wyczerpało by temat 🙂 . W każdym razie tu się zaczynają:  hajs, przelewy, splendor, stanowiska, delegacje, służbowe auta i paczki na święta!

 

zdjęcie należy do: LandonTommy77 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.