Takie wakacje, to ja rozumiem!

Rodzinny pobyt w Zakopanem

Trudno uwierzyć, bo dopiero się zaczynały, ale to już powoli schyłek wakacji. Choć byliśmy na wyjazdach rodzinnych w kilku miejscach, to nadal czujemy, że nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. I jeszcze gdzieś wybędziemy.

 

A skoro góry już „zaliczyliśmy” w tym roku to pewnie wypadało by i też nad polskie morze. Będziemy informować na bieżąco, jakby co. Tym czasem, słów kilka o tym co fajnego można latem w Zakopcu – na mieście, ale też w samym Belvedere, gdzie jak zawsze gościliśmy a Hotel zapewnił doskonały program animacji dla dzieci.

Nie ma innej opcji, żebyśmy nie wybrali wypoczynku na wyjeździe takiego, który zapewni zajęcie dla dzieci – jeśli dzieciaki nie będą w 100% usatysfakcjonowane z wakacji to uwierzcie, drodzy rodzice, wy też nie. Pewnie dla każdego dziecka co innego będzie satysfakcjonujące, ale my znamy swojego przedszkolaka i niemowlaka i wiemy już czego te dwie małe potrzebują by cieszyć się wakacjami.

Gabi przede wszystkim oczekuje nowych znajomości, mniej więcej od roku ma tak, że nawet w restauracji, w której zatrzymujemy się w trasie poznaje od razu wszystkie inne dzieci i zawsze znajduje tam „swoją najlepszą przyjaciółkę”. „Cześć ja jestem Gabi a Ty” – tak się to zawsze zaczyna – wprost i bezpośrednio, a jak skutecznie! Sam ją tego nauczyłem, bo kiedy jeszcze nie miała tego opanowanego, to zazwyczaj cały czas zszedł jej na przyczajaniu się do nowych kolegów i koleżanek i dramat odbywał się kiedy już trzeba było wychodzić, bo ona dopiero zaczynała nową znajomość 🙂 .

Tak samo na pobytach – dziś już po pierwszym dniu ma ekipę, z którą umawia się a to na basen, a to na plac zabaw, a to uzgadniają na jakie animacje w terenie pójdą wspólnie, a z jakich zrezygnują na rzecz obejrzenia wspólnie Vaiany albo Minionków w hotelowym kinie dla najmłodszych podjadając popcorn z własnoręcznie przygotowanych rożków papierowych. Kiedy idziemy hotelowym korytarzem na śniadanie, Gabi kilkanaście razy zdąży powiedzieć „cześć” i „dzień dobry” po czym dowiadujemy się kto to był oraz czyja mama i czyj tata właśnie szedł.

W nawiązywaniu znajomości pomagają zajęcia w grupie, przygotowane animacje – wiecie wspólny cel, zdrowa rywalizacja, działania kreatywne. Tym razem program był jeszcze ciekawszy bo każdy dzień zaczynał się aktywnością w terenie.

W końcu wspólny wyjazd to też wspólny czas, więc i we czwórkę go spędzaliśmy, kiedy już Michalina się wyspała  i wstała rześka górskim powietrzem a Gabi tymczasowo pożegnała koleżanki. I wtedy całą rodziną uskuteczniamy spacery, albo takie bliższe dookoła komina, albo wybieraliśmy się gdzieś z zaplanowanym celem. Tym razem powtórzyliśmy Wielką Krokiew, niestety bez możliwości wejścia bo remont, w końcu zaliczyliśmy Gubałówkę, gdzie całokształt nie zachwyca, natomiast widoki rekompensują ów całokształt, no i kolejka dla dzieciaków – nie byle co. Znaleźliśmy też jedno wyjątkowe miejsce w Zakopcu – niby zwykła łąka, ale magiczna – WPIS O NIEJ ZOBACZYSZ TUTAJ. W planach było też udanie się na Morskie Oko, ale ilość atrakcji na miejscu, plus doświadczenie z Gubałówką, odwiodły nas od tego. Po prostu uznaliśmy, że nie warto ciągać dzieciaki kilometry i godziny tylko po to by zobaczyć staw 😉 . Wyprawa na Gubałówkę, mimo że zaplanowana skończyła się tym, że Gabi zasnęła w koszu wózka a Michalina nie mogąc zasnąć zaczęła być marudna. Więcej o Gubałówce z dziećmi TUTAJ

Cały pobyt pamiętaliśmy też, że choćby nie wiem ile atrakcji i zajęć było każdego dnia, to zgodnie z naszą tradycją każdego pobytu w Stolicy Polskich Gór, idziemy we dwoje – ja i Gabi, odwiedzić Koziołka Matołka. I udało się – ostatniego dnia, bo tyle po drodze tych zajęć innych było. Tym razem z misją szczególną, ponieważ Gabi ma już w domu wszystkie księgi Koziołka Matołka, od ostatniego razu także Przygody Małpki Fiki-Miki, tym razem założyła sobie cel, że kupi książki do przedszkola, żeby „inne dzieci też mogły czytać o Koziołku”. A egzemplarze z Muzeum Kornela Makuszyńskiego są wyjątkowe bo zawsze opatrzone pieczęcią pamiątkową i to Gabrielę jara niesamowicie – zobaczcie na ostatnich zdjęciach jak pędzi na spotkanie z Matołkiem! Tym razem nawet na ręce stempel kazała sobie przybić 🙂 . Książki oczywiście kupione a ja się cieszę z tej naszej tradycji, bo Makuszyński był na tyle płodnym literatem, że nie zabraknie nam okazji by dalej go odwiedzać w Zakopcu – wszak jego dorobek twórczy, można śmiało powiedzieć, rośnie wraz z dzieckiem i nie wierzę, że jeśli Gabi uwielbia Koziołka, to nie rozkocha się np. w Szaleństwach Panny Ewy, Szatanie z Siódmej Klasy czy Awanturze o Basię.

Michalina jest mniej wymagająca jeśli idzie o potrzeby towarzyskie – jej póki co bardziej wystarczy mama i tata, ale i ona przetarła już pierwsze szlaki na sali zabaw i miejskim placu zabaw,a nawet na dwóch placach, bo oprócz tego w Parku Miejskim im. Piłsudskiego, który znamy już od kilku lat, odkryliśmy tym razem jeszcze jeden – fantastyczny park utrzymany w stylu góralskim park zręcznościowy – taki małpi gaj z drewna, metalu i deską kryty, również polecamy i potwierdza się, że w place zabaw to w Zakopcu umieją! Z kolei ja z niemałym szokiem, biegając z Miśką między huśtawkami i trzymając ją za rączki, kiedy zjeżdżała pierwsze razy na zjeżdżalni, skonstatowałem, że dopiero co robiłem to samo z malutką Gabi… A tu już tak wiele się zmieniło.

 

Tym bardziej więc, trzeba łapać te chwile, przeżywać je razem, organizować czas tak, by być rodziną.

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.