Szczepienia, czyli o rzeczach, które się „nie zdarzają”

 

Istnieje spore prawdopodobieństwo, że ten temat bardzo Was poruszy. Być może wywoła sporo komentarzy na naszym profilu na FB – część z nich nie będzie pozytywna. Niemniej warto. Jeśli dzięki temu wpisowi choć jedna osoba uchroni swoje dziecko przed tym, o czym napiszemy – jest się „o co bić”. Przeczytaj więc i Ty. O rzeczach, które się „nie zdarzają”.

 

 

Każdego dnia docierają do nas nowe informacje o nieszczęściach, które dzieją się gdzieś w Polsce albo gdzieś na świecie. Nieszczęściach, które dotykają najmłodszych. Tragediach, które sprawiają, że dorośli dzielą swoje życie na „przed” i „po”. I w tym „po” już nigdy się nie uśmiechają.

Patrzymy wtedy na swoje dzieci i przez ułamek sekundy ośmielamy się wpuścić do siebie wyobrażenie pt. „A gdyby to on…” „A gdyby to ją spotkało?” Zazwyczaj nie umiemy objąć tego emocjami. Rezygnujemy więc z wyobrażeń, głaskamy malca po głowie (myśląc, że musimy bardziej doceniać codzienność) i choć jest nam danych rodziców niewyobrażalnie żal, w głębi duszy czujemy ulgę. To nie nasze dziecko. Nie nasza tragedia. Jutro możemy o tym zapomnieć.

 

 

Czy ja też tak mam?

Tak. W marcu tego roku w mediach pojawiła się informacja, że z 6 piętra bloku wypadł półtoraroczny chłopiec, który zmarł w szpitalu. Pamiętam, że miałam ochotę przytulić wszystkie swoje dzieci jednocześnie. Ucałować główki, pogłaskać, poczuć ich zapach i usłyszeć głos. Potem – niestety, pojawiły się i inne, podobne doniesienia. Za każdym razem odczuwam ten sam ścisk w żołądku.

Jednak najbardziej w pamięć zapadła mi inna sytuacja. Jechaliśmy kiedyś z Kubą samochodem, Gabi miała wtedy dwa latka. Nagle zrobił się korek, niedaleko zaczęły krążyć karetki, straż pożarna, policja. Wiedzieliśmy, że coś się stało.

Później okazało się, że doszło do wypadku – samochód wymusił pierwszeństwo kobiecie, która zawoziła córkę do babci. Dziecko siedziało w złej jakości foteliku, który się po prostu złamał.

 

 

Nie wiem, co sprawiło, że aż tak bardzo to przeżyłam. Czy to, że byliśmy tak blisko i że to mogliśmy być my? Czy to, że dziewczynka, która tego dnia zginęła, była w wieku Gabi? Nie mogłam przestać myśleć o jej matce. Próbowałam odegnać te myśli, skupić się na rodzinie, ale one były jak natrętna mucha. Kładłam się do łóżka ze łzami w oczach i z myślą, że ta matka, w tym momencie, wyje gdzieś w wielkiej rozpaczy. Że ona już zawsze będzie dzieliła życie na „przed” i „po”. Że już nigdy nie obudzi się z radością. I że na słowa „to się nie zdarza” mogłaby zareagować tylko pełnym goryczy spojrzeniem. Do tej pory zdarza mi się wracać do niej myślami i za każdym razem aż ściska mnie w klatce piersiowej z niewypowiedzianego żalu.

Rozmawialiśmy wtedy długo z Kubą i powiedziałam, że zawsze wydawało mi się, że to, co złe, dzieje się gdzieś daleko. A tutaj tragedia była niemal na wyciągnięcie ręki. Tylko los sprawił, że to nie byliśmy my. Tamta sytuacja uświadomiła mi, że może ja też nie robię wszystkiego, by ochronić moje dziecko, bo poddałam się myśleniu: „To się nie zdarza”.

 

 

Meningokoki – bo to może zdarzyć się i nam

Chyba w zasadzie każdy z nas, rodziców, znajdzie jakieś „ale”, coś co mógłby a nawet powinien zrobić dla dziecka, ale… no właśnie „ale”.  A to trzeba coś kupić do domu, a to wyremontować, a to jakieś inne wydatki, brak czasu. Odwlekamy, bo nie czujemy jakiegoś specjalnego zagrożenia, bo przecież zakażenie meningokokami to rzadkość. Prawdopodobieństwo, że nasze dzieci zachorują, jest bardzo małe. Podobnie jak to, że jadąc do sklepu oddalonego o 30 kilometrów, zginiesz w wypadku. Nieprawdopodobne, prawda? A jednak ludzie giną.

Jednocześnie meningokoki przerażały mnie od dłuższego czasu. Im więcej o nich przeczytasz, tym bardziej przekonasz się jak niebezpieczne mogą być. Dowiesz się między innymi, że:

 

·        inwazyjna choroba meningokowa przebiega w postaci zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych, sepsy lub sepsy z zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych

·        meningokoki mogą też wywoływać zapalenie osierdzia i wsierdzia, stawów, płuc, szpiku kostnego, gardła czy ucha

·        zaszczepić można dziecko w każdym wieku od 2. miesiąca życia

·         w ogromnej większość przypadków szczepień – dotyczy to wszystkich szczepionek, jedyne niepożądane odczyny poszczepienne to lekka gorączka czy zaczerwienienie skóry (tutaj akurat nie tyle czytałam, co zapytałam doświadczonego lekarza)

·        objawy różnią się w zależności od wieku i danego przypadku – rozpoznanie, że chodzi o meningokoki, jest dla rodzica praktycznie niemożliwe

 

 

 

Przede wszystkim jednak należy pamiętać, że w leczeniu zakażeń meningokokowych liczy się czas. To bakterie, które powodują bardzo ciężkie, inwazyjne zakażenia, które początkowo przypominają po prostu zwykłe przeziębienie. Rodzice umawiają dziecko do lekarza dopiero na następny dzień, bo przecież gorączka, wymioty i brak apetytu zwykle zwiastują jelitówkę czy po prostu kolejną, w miarę łagodną infekcję. A czas pędzi. W ciągu 24 godzin może dojść do wspomnianej sepsy meningokokowej (a dzieje się tak nawet w 80% przypadków) i śmierci dziecka. Nawet w przypadku odpowiedniej i szybkiej pomocy medycznej nie udaje się uratować 10% chorych, a jeśli rozpoznanie i rozpoczęcie leczenia następuje zbyt późno, odsetek ten sięga 70-80%.

 

 

Kto z nas pędzi na złamanie karku na pogotowie, bo dziecko wymiotuje i ma gorączkę? Jeśli jest to niemowlę – to jasne, możemy to zrobić. Ale kiedy takie objawy pojawiają się u czterolatka, umawiamy się do lekarza i spokojnie czekamy. W tym czasie – jeśli mamy do czynienia z meningokokami, każda cenna minuta ucieka. Dopiero po kilku godzinach trafiamy z malcem na SOR, wtedy może być już za późno. I to właśnie przeraża mnie najbardziej.

 

 

Rodzice, którzy dziś oddaliby wszystko

Śmiertelność sięgająca nawet do 80% i tak błyskawiczny rozwój choroby to koszmar, który trudno sobie wyobrazić jakiemukolwiek rodzicowi. Łatwiej pomyśleć: „to się nie zdarza”. Ale tak nie jest. W 2018 roku w Polsce odnotowano 174 zakażeń meningokokami.

 

Większość z nich dotyczyła dzieci. Ich rodzice to ludzie jak my. Kochający swoje brojące pociechy. Zmęczeni, zabiegani, ale znajdujący czas na przeczytanie książeczki. Do nich też docierały informacje o różnych zagrożeniach. Zapewne też powtarzali sobie, że ryzyko jest niemal żadne – „nie ma co panikować”. Dzisiaj część z nich nie może poradzić sobie z ogromem bólu i cierpienia. Niedowierzanie, że okazali się jednymi na milion, nie łagodzi bólu.

 

 

Nie wszystkiemu jesteśmy w stanie zapobiec

Strach o dzieci wpisany jest w bycie rodzicem. I niestety prawda jest taka, że nie wszystkiemu możemy zapobiec. Często pozostaje nam liczyć na szczęśliwy los, dobry splot wydarzeń, dzięki któremu możemy uniknąć tragedii. Kto wie, ilu z nich uniknęliśmy, rzucając zwykłe „a, nie jadę dziś na te zakupy, nie chce mi się”?

Czasem jednak możemy zapobiec dramatowi albo zminimalizować jego ryzyko. Montując klamki okienne zamykane na kluczyk, kupując dobry fotelik i pilnując, aby dziecko było zawsze przypięte, w końcu – decydując się na zaszczepienie dziecka przeciw meningokokom.

 

 

Powiecie: „to wszystko kosztuje”. I to prawda. To koszt kilkuset złotych. Ale warto pamiętać, że rodzice dzieci, których dzieci cierpią na skutek wypadku/zakażenia meningokokami, oddaliby swoje domy, oszczędności, samochody, wzięliby kredyty – byle tylko ich dzieci znów żyły albo odzyskały sprawność. Tyle, że jest za późno. Dlatego reagujmy i działajmy, gdy jest jeszcze na to czas.

 

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.