Brudne dzieci to szczęśliwe dzieci? Owszem, ale nie do końca!

 

Mówi się, że brudne dzieci to szczęśliwe dzieci i  jest w tym dużo prawdy!

 

 

Wyobraźcie sobie smutny świat, w którym maluchom nie wolno poskakać po kałuży, zbudować zamków w piaskownicy czy pobawić się plasteliną, bo „pobrudzisz te nowe spodenki”. Dzieci muszą się brudzić, ale z małym zastrzeżeniem – ten brud musi w miarę szybko zniknąć. Zwłaszcza z małych rączek.

 

 

Dlaczego dzieci lubią się brudzić?

Jeśli jesteś rodzicem, to nie zapytasz nigdy

 

„Czy dzieci lubią się brudzić?”

 

tylko raczej „Dlaczego?”. Odpowiedź jest jasna: kiedy dzieci się brudzą, to znaczy, że poznają i doświadczają świat. Dotykają wszystkiego rączkami, a później biorą do buzi. Bawią się swobodnie, są wszystkiego ciekawe, puszczają luzem emocje i mamy całe morze radości! Małe dzieci (i starsze czasami też) nie mają w sobie tej pewnej sztywności i zapobiegliwości, która cechuje dorosłych. Roczniak, dwulatek czy nawet pięciolatek nie będzie długo się zastanawiał, czy warto wskoczyć do kałuży, bo przecież te spodnie kosztowały 125 złotych – nie, on łapie cenne chwile radości tu i teraz. I super!

 

 

Pozwalamy naszym dzieciom brudzić się. Dziewczyny uwielbiają wszystkie zabawy, w trakcie których mogą sięgać po różne mazie, masy czy ciastoliny – oczywiście teraz brudzą się w coraz mniejszym stopniu niż gdy były malutkie, ale wciąż bardzo lubią takie rozrywki.

 

 

Co do Kornela… sprawa jest jasna. Nasz młodzieniec absolutnie nie jest zainteresowany ani walorami estetycznymi czystych ubrań, ani wiedzą, czy coś jest zmywalne czy też nie. Po prostu uwielbia wszystkiego dotykać, wszystkim się bawić, wszystkiego próbować. Im więcej przy tym bałaganu, tym lepiej. Od kilku miesięcy aktywnie pełza po podłodze, próbuje też raczkować.

 

 

Bardzo nas cieszy, że ma chęć poznawania samodzielnie świata, że fizycznie eksploruje wszystko co dookoła niego się znajduje. I liczę się z tym, że nasz niemowlak pełza nie tylko w domu czy na dywanie, ale również w ogrodzie na trawie lub na podłodze restauracji. Z mojej strony zapewniam mu 100% bezpieczeństwa i asekuruję go w tej zabawie, bo nie chcę, by coś na niego spadło itd., ale z wielką radością obserwuję to, w jaki sposób Kornel odkrywa świat całym swoim ciałem!

 

 

I wiemy, że zbliża się czas, gdy ten słodki brzdąc zacznie samodzielnie biegać na spacerach, co oznacza, że będzie co i rusz podnosił z ziemi przeróżne „skarby”.

Jak zatem widzicie, nie ograniczamy dzieci pod względem brudzenia się, ale jednocześnie pamiętamy o bardzo ważnej rzeczy – aż kilka razy dziennie nasze pociechy muszą myć ręce.

 

 

„Brudne to szczęśliwe? Ok, ale umyj chociaż rączki!”

Mycie rąk jest bardzo ważne w naszej rodzinie – doskonale zdajemy sobie sprawę, jak wiele wirusów i bakterii przenosimy każdego dnia właśnie na dłoniach. Dodatkowo każdy niemowlak poznaje różne zabawki, struktury, rzeczy wkładając je do buzi. Zatem najpierw bród z podłogi przenosi się na ręce, a zaraz później trafia do buzi małego szkraba. Czym to może się skończyć? To oczywiste – infekcją, bólem brzuszka, gorączką. Dzieci, które coś „łapią”, szczęśliwe z pewnością nie są.

 

 

Dlatego kategorycznie wymagamy od dzieci mycia rąk, kiedy wracają z podwórka. Prosimy, by umyły je przed jedzeniem i naturalnie po jedzeniu. Oczywiste jest dla naszych pociech to, że ręce należy porządnie umyć po skorzystaniu z toalety. I wszystko pięknie, gdy jesteśmy w domu – ale co, gdy wychodzimy albo wyjeżdżamy na wakacje?

 

 

Jako matka trójki pociech muszę być przygotowana na takie sytuacje. Nie wyobrażam sobie, że któraś z dziewczyn weźmie do ręki utracone przez ptaka pióro, a ja nie będę miała możliwości jej tej rączki umyć, bo akurat jesteśmy w górach. Dlatego zawsze noszę przy sobie chusteczki Baby Dove i jeśli mogę to również emulsję do mycia Baby Dove.

 

 

Chusteczki są bardzo delikatne, można używać nie tylko do czyszczenia pupy, ale też rączek czy buźki. Sami wiecie, jakie to wygodne – gdy dzieci jedzą czekoladowe lody, umycie ich twarzy suchą chusteczką jest nie tylko trudne, ale i bardzo nieprzyjemne. Baby Dove załatwia sprawę w dwie sekundy. Kiedy więc nie mam dostępu do wody, to chusteczki nas ratują.

 

 

A dlaczego noszę przy sobie emulsję? Powód jest bardzo prosty – kto choć raz korzystał z publicznych toalet, np. w restauracji, ten wie doskonale, jak często pojemniki na mydło są wybrakowane. A zresztą nawet, jeśli jest w nich jakiś płyn, to często najtańszy, kiepskiej jakości i o tandetnym zapachu. Po użyciu takich środków dzieciaki często miały przesuszoną skórę.

 

 

Z Baby Dove nie mam tego problemu. Wiem, że zawsze mogę umyć moim dzieciom rączki i to dokładnie tym, co jest dla nich najlepsze i co ładnie pachnie. Emulsja do mycia Baby Dove może być użyta także do mycia włosków i co ważne – nie szczypie w oczy. Dlatego bierzemy ją również ze sobą, gdy wyjeżdżamy z domu i używamy podczas rodzinnych wojaży np. w Sopocie. Pięknie się pieni, jest hipoalergiczna i sprawia, że skóra jest cudownie miękka. Kiedy myję nią Kornela, to mam ochotę schrupać potem go całego!

 

 

„Brudne dzieci to szczęśliwe dzieci”

 

Dając dziecku możliwość swobodnego odkrywania świata inwestujemy w jego przyszłość. Wszystko, czego dziecko samodzielnie doświadczy zaprocentuje w jego rozwoju!

 

 

Partnerem publikacji jest marka Baby Dove

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.