Moje dzieci są tak różne! A ja muszę na te różnice być gotowa

 

Każdy z nas ma wspomnienia dotyczące własnego postrzegania rodzicielstwa z czasów, kiedy jeszcze rodzicami nie byliśmy.


Pamiętam, że uważałam, iż dzieci wystarczy traktować tak samo, by wyrosły na szczęśliwych ludzi. Dawać im równe porcje miłości, uwagi i troski. Dzisiaj, jako mama trójki, uśmiecham się do tych wspomnień i myśli, bo moje dzieci są przecież tak bardzo różne!

 

 

Kiedy byłam w ciąży z moją drugą córką, robiłam sobie postanowienia na czas „po porodzie” i jednym z najważniejszych z nich było traktowanie dzieci tak samo. Uważałam, że jedną z największych krzywd, jakie można zrobić własnym pociechom, jest traktowanie ich inaczej – na przykład poprzez faworyzowanie młodszego dziecka.

Oczywiście faworyzowanie wciąż uważam za coś bardzo niewłaściwego. Dziecku, które czuje się mniej kochane czy doceniane przez rodziców, musi być bardzo, bardzo ciężko. Jednak zrozumiałam, że zupełnie równe traktowanie dzieci nie jest możliwe. Co ciekawsze, doszłam do tego wniosku, zanim jeszcze przedstawiłam Misię jej starszej siostrze. Moje dzieci zachowywały się różnie już w pierwszym dniu po porodzie – i nie ma w tym ani grama przesady!

 

 

Różnice w charakterach, czyli jakie są w sumie te moje dzieci?

Z czasem różnice te były coraz bardziej zauważalne. Gabi już jako mała dziewczynka była otwarta, radosna i ambitna, a jednocześnie pewna siebie – jeśli czegoś nie otrzymała, to potrafiła kombinować wszelkimi sposobami. Pewnie dlatego szybko nauczyła się chodzić – w końcu mobilność jest przydatna w osiąganiu celu.

Misia też zawsze była uparta – najwyraźniej ta cecha u moich dzieci jest wspólna, ale jednocześnie od początku pokazywała nam swoją wrażliwość. Są dzieci, które śmiało wkraczają np. do nowej grupy maluchów, a są i takie, które najpierw przez dłuższą chwilę chowają się za mamą – i właśnie do nich należała moja młodsza córka.

Teraz do tych naturalnych, wynikających z charakteru różnic dołączyły się te związane z wiekiem. Choć nie mogę powiedzieć, że między moimi pociechami jest jakaś ogromna różnica wieku, to jednak kilka lat je dzieli – i to widać.

Pamiętam na przykład, jaka byłam zdumiona, kiedy Gabi po raz pierwszy pokazała swoją krnąbrność. Nie było to żadne szokujące działanie, raczej coś w stylu:

„Ale ja chcę!”

w połączeniu z tupnięciem nogą. Z czasem do takich „wybryków” dołączyły się humorki – typowe u każdego siedmiolatka, przekonanego o słuszności swoich przekonań i poglądów.

U Misi z kolei, poza tym, że zrobiła się „cwana” (w zabawny sposób, jak to u trzylatków bywa), jeszcze mocniej zaczęła przebijać się wrażliwość. Kiedy coś się zdarzy – ktoś nie chce się z nią podzielić czy dołączyć do zabawy, Misia wyraźnie to przeżywa. To nie ten typ dziecka, które w odpowiedzi na „jesteś głupia!” odpowie: „sama jesteś głupia!”. Misia przyjdzie raczej wypłakać się do mamy. Ona pragnie, by wszyscy ją lubili.

A Kornel? Cóż, jak możecie się domyślić – upór jest jego mocną stroną. Poza tym jest radosny, otwarty i bardzo, ale to bardzo ciekawski. Póki co ani w głowie mu humorki czy wrażliwe nuty.

 

 

Różne charaktery, różne wychowanie

W związku z powyższym – jak pewnie doskonale mnie rozumiecie, zrozumiałam, że muszę inaczej traktować dzieci. Gabi, moja bystra, inteligentna, ale i uparta dziewczynka, potrzebuje czasami nieco więcej stanowczości. Czasem to poważniejsze, ostrzegawcze spojrzenie, czasami słowa: „Gabi, koniec dyskusji”. Innym razem moja starsza córka potrzebuje rozmowy, w której potraktuję ją już dużą dziewczynkę. To mile łechcze jej ego i sprawia, że czuje się dorosła i odpowiedzialna.

A Misia? Misia, mój mały skrzat, nie odpowiedziałaby:

„No doooobraaa”

gdybym spojrzała na nią bardziej surowo. Raczej by się przestraszyła i upewniła, czy jeszcze ją lubię ?. A i w tym wieku znacznie lepiej działają sprytne sposoby – choćby odwracanie uwagi od niektórych spraw. I tak też najczęściej się wobec niej zachowuję.

Choć to bardzo trudne, o wiele trudniejsze niż myślałam. Przy wychowywaniu moich dzieci muszę analizować ich charaktery, dopasowywać się, uwzględniać różne cechy i ich tak różne ich potrzeby. Jedno potrzebuje przytulania non stop, drugie czuje się spokojne, kiedy widzi mnie uśmiechniętą. Trzecie pragnie poważnych rozmów i to one najbardziej do niej docierają. Gdybym postępowała równo, według schematu, że każdemu po równo i tak samo, skrzywdziłabym całą trójkę.

 

 

Równo nie zawsze znaczy dobrze – także pod względem zdrowia

Jak widzicie, nie przekonuje mnie już – i to od dawna, twierdzenie, że dzieci należy traktować równo. Tak nie jest. Trzeba je rozumieć i dostrzegać różne potrzeby. Co więcej – nie tylko pod kątem emocjonalnym i psychicznym, ale także fizycznym.

Znacie takie powiedzenie, że „jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego”. W kontekście dbania o dzieci powiedziałabym raczej: „jeśli coś jest dla każdego, to jest do niczego”. A konkretnie chodzi mi o suplementację preparatami witaminowymi.

Moje dzieci raczej nie mają problemów z próbowaniem nowych smaków, co nie oznacza, że zawsze wszystko wciągają z apetytem. Nie zliczę, ile razy, jak każda matka, napracowałam się przy przygotowywaniu zdrowego posiłku, po czym usłyszałam, że „to nie jest doble”. I tyle – nie jest, to nie jest, obiad zostaje na talerzu.

Teraz kiedy Gabi poszła do szkoły, nie mam pewności, czy na pewno zjada wszystko, co dla niej przygotowałam.  Dzieci lubią się dzielić, czasem też po prostu „nie mają czasu” na jakieś tam jedzenie, bo „przerwa była za krótka”. I pojemnik na drugie śniadanie wraca nieruszony.

 

 

Chcę mieć pewność

Dlatego, aby dbać o potrzeby moich dzieci i mieć pewność, że codziennie otrzymują codzienną, zbilansowaną porcję witamin i minerałów, podaję im zrównoważone preparaty witaminowe.

Gabi każdego dnia otrzymuje Marsjanki Futura dla grupy wiekowej 6-9 lat, czyli żelowe tubki (które zresztą uwielbia). Wiem, że wraz z Marsjankami dostaje to, co w jej wieku ma wyjątkowe znaczenie: wsparcie układu mięśniowo-szkieletowego (witamina D3 oraz K2), wsparcie dla mózgu (kwas DHA) oraz poprawę odporności (dzięki witaminie C oraz D3).

Misia, mój dzielny przedszkolak, jest teraz bardzo narażona na różnego rodzaju infekcje – to czas kształtowania się odporności. Dlatego w jej Marsjankach w postaci pastylek znajdują się witamina D3 i C. W tym wieku ważne jest również wsparcie pracy mózgu oraz funkcji poznawczych jak koncentracja i pamięć. A to zapewnia Misi odpowiednia dawka żelaza. Z kolei o piękne, zdrowe ząbki i mocne kości pozwala zadbać wapń i witamina D3.

 

 

Marsjanki za chwilę zacznie otrzymywać też Kornel. On jednak będzie przyjmował syrop (od 1 do 3 roku życia). Wiem, że otrzyma on wsparcie we wszystkich trzech płaszczyznach: witamina D3 i wapń zapewnią mu zdrowy rozwój kości, Natomiast dzięki witaminie C jego układ odpornościowy będzie silniejszy. A żelazo przyczyni się do prawidłowego rozwinięcia funkcji poznawczych.

 

 

Jak zauważycie zapewne – skład wszystkich trzech suplementów jest bardzo podobny. Gdzie więc tkwią korzyści? Otóż moi drodzy, w zbilansowaniu składników. Innej porcji witaminy D3 czy żelaza potrzebuje błyskawicznie rosnący dwulatek, innych mający częsty kontakt z bakteriami i wirusami przedszkolak, a jeszcze innych chłonący wiedzę pierwszoklasista. Cenię również brak syropu glukozowo-fruktozowego oraz brak sztucznych barwników. Dzięki Marsjankom Futura, które zostały opracowane wspólnie z pediatrami mogę wpierać ich codziennie, krok po kroku, w sposób odpowiedni dla ich potrzeb.

 

Aby pewnego dnia nas przerosły!

Jestem mamą od siedmiu lat. W ciągu tych siedmiu lat nauczyłam się, że różne traktowanie dzieci może być dobre. Zarówno pod względem emocjonalnym, jak i fizycznym. Dlatego dbam o nie, jak tylko mogę, uwzględniając różnice i podchodząc indywidualnie do Gabi, Misi i Kornela. Aby pewnego dnia nas przerosły, były zdrowe i pełne siły, a przy tym pewne siebie, radosne i otwarte na życie.

 

 

Partnerem publikacji jest WALMARK, producent suplementu diety Marsjanki

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.