Gołębie i tramwaje, czyli dziecko ze wsi w mieście

Na co dzień Gabriela wraz ze swymi rodzicami wiedzie spokojne życie na wsi.

Duże miasta nie są jej jednak obce – pojedzie ze starymi, tu czy tam. Ale naprawdę mieszczuchem staje się, kiedy odwiedza dziadków w Poznaniu. Za każdym razem, kiedy jechaliśmy do Poz samochodem by poruszać się od punktu do punktu i pozałatwiać pospotykać się, obiecałem sobie, że w końcu muszę Młodej zorganizować taki dzień zapoznawczy z tym miastem, w którym zostawiłem serce… Eh… 🙂

I w końcu się udało! Wybrać na trzepak, gołębie pogonić, pojechać tramwajem, pomoczyć kija w najpopularniejszej fontannie w Wlkp. To był jedynie zalążek, zalążeczek, zalążuniek tego, co jeszcze w moim mieście mam do pokazania córce. I nie chodzi mi tu o jakieś przewodnikowe atrakcje. Ja w Poznaniu jestem lokalsem i niemal każdy metr kwadratowy tego miasta to kawałek mojej historii, co drugi przystanek autobusowy to jakieś wspomnienie. Dzielnice, miejsca, z którymi wiążą się skojarzenia, wspomnienia, emocje. Niedzielna cisza i spokój Grunwaldu, chłód kamienic na Jeżycach, oniryzm Łazarza, uniwersyteckie Ogrody, Rataje i Piątkowo w blokach… Bez kitu – każda dzielnica teraz wymieniona przywołuje nawet wspomnienie zapachu! Poznań…

Nie wiem jakie miasto na studia wybierze Gabriela – może Barcelona, może coś w DE, może wyjedzie do USA. A jeśli będzie to Poznań – powiem: spoko, córa! A od czegoś trzeba zacząć – niech by tym początkiem miał być ten trzepak na Sołaczu! 🙂

gabi w poznaniugabiPoznań
Comments (0)
Add Comment