Obywatel. Film, o którym niedługo będziemy mówić kultowy. I słusznie!

Z czasem to raczej nie mamy problemu, bardziej z wyciągnięciem chwili tylko dla siebie, tak w weekend czy wieczorem, no bo na haku dziecka nie odwiesimy, by pobyć tylko we dwoje.

 

Dlatego jeśli już uda nam się, na przykład przy okazji wizyty dziadków uciec na pół wieczora gdzieś w miasto, to lecimy jak ci licealiści ze świeżym kieszonkowym, nadrabiać pozycje obowiązkowe w kinie!

Taką obowiązkową dla nas był ostatnio Obywatel. Z kilku względów: polskie kino, reżyser, obsada, historia w nim opowiedziana. A ta jest… kultowa. Już dziś można pokusić się o stwierdzenie, że Obywatel to obraz kultowy. Ma wszystko by już na kilka lat jego kultowość stała się faktem.

Czy ten film może stać się symbolem pokolenia/grupy społecznej/całego społeczeństwa – Polaków? Czy dotyka czułych punktów i newralgicznych kwestii na przestrzeni ostatnich dekad dziejów naszego kraju i jego obywateli? Czy znajdziemy w nim symbole, odniesienia do bardziej lub mniej oczywistych znaczeń historycznych? TAK! A więc już z samej twardej definicji kultowości, obraz ten spełnia jej warunki.

Co ponadto? Mamy świetny tandem aktorski, w dodatku specyficzny bo ojca i syna. Mamy komedię, tragikomedię, groteskę. Nie mamy patosu, IPN-u, ciężkiego rozprawiania się z historią. Nie mamy ocen, mało tego, w tej lekkiej formie udało się pokazać, że tak samo można było dobrze ocenić tych złych, jak i źle tych dobrych – wszyscy byli tylko ludźmi a ich aktualna sytuacja wynikała tyleż ze świadomych wyborów, co z absurdalnych przypadków i małostkowych interesów realizowanych ad hoc, tu i teraz a dziś dla nas tamto tu i teraz to podniosła historia – taki absurd dziejów.

Mamy w tym filmie – trzeba to tak nazwać, choć rozumiane przez filtr naszych ciągot do martyrologii i negatywnej konotacji tego określenia, może wybrzmieć ciężko – obraz Polaka. Ale właśnie z tego obrazu, z tej postaci Jana Bratka, zdjęto cały ten ciężar auto-rozliczeń, ocen, krzyczenia czyja racja mojsza… Jest to bohater lekko rzucony w wir codzienności lat od powojnia po dziś. Jedynie codzienność ta determinowana jest kamieniami milowymi historii naszego kraju i tak – prywatne, osobiste dramaty i wybory Bratka albo są powodowane wielkimi wydarzeniami, albo – całkiem odwrotnie – to on na nie wpływa.

 

Z jednej strony przewija mi się przez głowę, że trochę jest to taki „Miś”, bo z pewnością za lat 10, z dystansem będziemy mogli obejrzeć Obywatela, jako pigułkę kawałka historii, z drugiej strony myślę, że do kina powinny wybrać się już dziś szkoły. Bo to dobry materiał na zainteresowanie tych młodszych (niż ja 😛 ) historią najnowszą a widząc komentarze w sieci, tam gdzie pojawia się temat filmu (żydzi, komuna, solidarność, zdrajcy… czyli taka klasyka w narodowym dyskursie 😉 ) dochodzi do mnie, że jest to też doskonały materiał do sprowokowania dyskusji o tym, kim dziś jest taki obywatel peel. Kim ty jesteś.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.