Czy Maria Montessori pozwalała dzieciom na wszystko?

Pedagogika alternatywna, wady i zalety

Wiedziałem! Wiedziałem, że tak będzie… Że kiedy Młoda pójdzie do przedszkola, to tematy dotyczące pierwszego etapu edukacji dziecia zdominują bloga. Czy tego chcecie czy nie! 😛

 

Jako rodzice aktywni, mający swoje zdanie, zaangażowani, nie powstrzymamy się przed komentowaniem, wyrażaniem opinii w kwestiach, które same wręcz pchają się na ruszt, kiedy otrzymujesz od życia tak wdzięczy materiał, jak właśnie edukacja, rozwój, wychowanie dzieci.

Gabi właściwie jeszcze dobrze nie przekroczyła progów przedszkola, bo to dopiero od września – póki co byliśmy jedynie na dniach otwartych – a już tyle nowych zagadnień do poruszenia, tyle nowych wątpliwości, doświadczeń, nowe realia…

 

„Jestem przeciwko, dlatego moje dziecko pójdzie do przedszkola Montessori”

Ostatnio na FB umieściłem to zdjęcie, oczywiście wszystko co dotyczy wychowania dzieci spotyka się z żywiołową dyskusją… Już jej nie znajdziecie na fejsie, bo bardzo szybko usunąłem ten wpis – zdjęcie było udostępnione bez zamazania imion dzieci. Maria uświadomiła mi, że o ile czytelnik z Warszawy czy Bydgoszczy nie będzie wiedział o jakiego Krzysia czy Małgosię może chodzić, to nasi czytelnicy lokalni, rodzice dzieci z przyszłego naszego przedszkola bezbłędnie rozpoznają dzieci swoje i sąsiadów a przecież, nie każdy może sobie życzyć upubliczniania takich informacji. Maria miała 110% racji. Tym bardziej, że post na FB zaczął się baaaardzo szybko rozchodzić a ostatnio niemal co dzień spotykam się z tym, że nasi czytelnicy czają się wszędzie – na placu zabaw gdy jestem tam z Gabrielą, w kolejce do kasy w Biedrze itd…

 

100001usmieszek

 

Wracając do tej tablicy codziennego zachowania dziecka… Część fanów na FB uśmiechnęła się przy moim żartobliwym komentarzu, że jest jeden gangster w grupie, część odniosła się do swoich dzieci – mój ma same słoneczka/uśmieszki, albo odwrotnie: moja to też taki gangster. Ale pojawiły się też poważne głosy krytyki takiej formy oceniania dzieci i dawania informacji zwrotnej rodzicom. Jeden z tych komentarzy zasadniczo jest przyczyną tego tekstu.

„Jestem przeciwko, dlatego moje dziecko pójdzie do przedszkola Montessori” – brzmiał ów. Zaraza, zaraz – dociera do mnie, że przecież nasze przedszkole deklaruje, że działa w oparciu o elementy montessoriańskie. Co zatem i gdzie się nie zgadza? Długie minuty spędzamy z Marią na studiowaniu metody Montessori. Dowiadujemy się, że:

– nie znając dotychczas założeń tej metody, intuicyjnie stosujemy jej zasady w domu,

– konkludujemy, że każdy rozgarnięty rodzic chyba tak postępuje,

– metody opisane przez Montessori mogły być rewolucyjne 50 lat temu a dziś to chyba już powszechny kodeks postępowania w EDUKACJI i WSPIERANIA ROZWOJU dziecka,

– nie znajdujemy związku (pozytywnego czy negatywnego) metod Marii M. ze stosowaniem wspomnianego systemu ocen zachowania dziecka.

 

Tyle.

A nawet jeśli czegoś nie doczytaliśmy, nie zgłębiliśmy, nie dointerpretowaliśmy i rzeczywiście jest to sprzeczne, to czy uważamy, że przedszkole naciąga powołując się na stosowanie metody M. rzeczywiście jej nie stosując? Czy nie będziemy się zgadzać na to, że Gabi dostanie uśmiech czy smutną minkę? Czy według nas taki sposób komunikacji jest szkodliwy, krzywdzący? NIE!

 

W grupie dzieci liczącej ponad 20 maluchów, pedagog i opiekun spotka się z tak różnymi charakterami, osobowościami i wychowaniem wyniesionym dotychczas z domu, że mus mieć jakieś narzędzie do wprowadzenia dyscypliny.

 

O ile w pełni zgadzamy się z założeniami Metody Montessori i jak wcześniej napisałem, nawet mimowolnie i intuicyjnie stały się one naszym sposobem na wychowanie dziecka, o ile wolność, swoboda dawana dziecku jest dla nas priorytetem, to należy zwrócić uwagę, że dotyczą one stricte materiału edukacyjnego i wobec tego nie zgadzam się na konieczność odebrania pedagogowi możliwości najmniejszej nawet kontroli nad ZACHOWANIEM dziecka. Nad jego postawą nie wobec obowiązku uczestnictwa w danych zajęciach, podjęcia danej aktywności, zabawy, wykonania danego ćwiczenia w taki a nie inny sposób (bo tego dotyczy metoda Montessori), ale nad zachowaniem jako respektowaniem norm społecznych obowiązujących w grupie. Czyli najprościej – nie biję, nie krzyczę, nie zabieram zabawek, nie popycham, nie kłamię, nie psuję itd. Wszystko co wpisuje się w „nie broję”.

 

100001montessori

 

Nie broiłem, trochę broiłem, dużo broiłem. Mniej więcej tak opisane są „minki” które dostają dzieci w ramach oceny zachowania! I tu też jestem ZA. Nie ma w tych określeniach stygmatyzacji typu: byłem grzeczny, nie byłem grzeczny. Mamy odniesienie do konkretnego sposobu zachowania w danym dniu a nie występuje tu ogólne określenie rzutujące na całokształt oceny postępowania dziecka, jakim byłoby właśnie „jesteś niegrzeczny”. Dziś broiłem, jutro mam szansę nie broić. A jeśli byłoby jestem niegrzeczny, to jestem niegrzeczny – nie ważne czy dziś , czy cały tydzień! Jak dla mnie BRAWO! I przyklask oburącz!

W grupie dzieci liczącej ponad 20 maluchów, pedagog i opiekun spotka się z tak różnymi charakterami, osobowościami i wychowaniem wyniesionym dotychczas z domu, że musi mieć jakieś narzędzie do wprowadzenia dyscypliny, pokazania pewnej jasnej normy i wzorca prawidłowego zachowania. Nie widzę innej, tak skutecznej metody, jak pokazanie i ocenienie tychże właśnie na tle całości grupy.

Nie zgodzę się nigdy na ocenę WYNIKÓW EDUKACJI i POSTĘPÓW W NAUCE na podstawie porównania do średniej grupy, bo jest to zabójcze dla indywidualnych umiejętności dziecka. Jednak dla prawidłowego zachowania mamy chyba jednak przyjęte pewne uniwersalne normy, bo przecież nikt nie toleruje np. plucia do zupy, czy popychania na spacerze. Dlatego tej metodzie nie można zarzucić ułomności i nieskuteczności.

 

I mówię to ja. Ojciec niezłego rojbra, który coraz częściej udowadnia, że wcale nie musi być pierwsza w kolejce po uśmiechnięte minki…

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.