Koń na biegunach


Co za dzień! Zaczęliśmy go o godz. 14. Tak – o tej godzinie zwlekliśmy się z łóżek i łóżeczek. Nie, to nie do końca pogoda – wczoraj nad ranem o 4 wróciliśmy z ziemi niemieckiej do polskiej więc odespać trzeba było. Z takim dniem rozpoczętym w jego końcówce zazwyczaj nie wiadomo co zrobić a dziś z pomocą przyszedł nam chrzestny Gabi – mieliśmy już od jakiegoś czasu zaległe spotkanie – no bo wuja zapracowany a z chrześnicą też przecież musi pobyć. Przyuważył auto na podjeździe no to na kawkę, ale że my nawet nie po obiedzie i marne na niego szanse bo przecież dziś wszystko nieczynne, to na szybki obiad do pobliskiej restauracji a potem na kawę i lody do domu. 


A w domu kolejni goście, bo odwiedzili nas też dziadkowie Gabi. Młoda więc miała dziś dzień dziecka – bo dopiero o 22 poszła spać. A do tego zupełnie bez okazji została obsypana prezentami – bo upominkami tego nie da się nazwać. Oprócz kompletu nowych przyodziewków od babci, dostała coś o czym marzy chyba każda mała dziewczynka – konia na biegunach! Sam bym na nim pojeździł jakbym był mniejszy ja albo większy on :). Konisko ma taki mały upgrade w stosunku do tych biegunowców sprzed lat „koni z drzewa koni na biegunach” – na uchu ma „press here” i kiedy ja go „press there” to on robi dźwięki: patataj patataj patataj, iiiiiihhhaaaaa, prrrrrrr – w takiej kolejności. No ja mam zabawę przednią! Gabrycha musi jeszcze dojrzeć do tak wyszukanej rozrywki 🙂 – póki co zwierzęcia nie ogarnia. Nas już zachwyca.




Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.