Wyjście do restauracji z dzieckiem. Polska vs Niemcy

Wyobraź sobie, że idziesz w niedzielę do restauracji na obiad ze swoim dwuletnim dzieckiem. Jakiś czas temu głośno było na temat informacji, że niektórzy goście lokalu mogą być oburzeni lub zniesmaczeni zachowaniem dziecka podczas takiego wyjścia. Spójrzmy na naszych niemieckich przyjaciół – w jaki sposób restauratorzy odnoszą się do małych klientów.

Idąc na obiad z Gabi w Polsce zawsze staramy się wybierać miejsca, które mają mały kącik zabaw dla dzieci – mamy wtedy choć cień możliwości, że obiad oboje zjemy w tym samym czasie 😉

W Polsce zawsze w czasie zamawiania jedzenia Kuba lub ja prosimy, by obiad dla Gabi podany był w pierwszej kolejności – dziecko głodne to dziecko złe, poza tym ma to też swój duży plus ponieważ najedzona Gabi idzie bawić się zabawkami, a my spokojnie możemy zjeść swój posiłek. Niestety, często zdarzało się, że:

  1. W lokalu brakowało stolika dla dziecka lub był ubrudzony – o ile jeszcze brak krzesełka dla dziecka jestem w stanie zrozumieć (może ktoś najwidoczniej o tym nie pomyślał), o tyle brudne krzesełko, na którym widać pozostałości po jedzeniu poprzedniego dziecka jest dla mnie totalnym nieporozumieniem. Mi wystarczy pół minuty, aby stolik doprowadzić do czystości, więc dlaczego ktoś inny tego nie zrobił?
  2. Mimo prośby o wcześniejsze podanie jedzenia dla dziecka posiłek Gabi i nasz podawany był w tym samym momencie – wtedy jedno z nas musi karmić dziecko lub zwracać szczególną uwagę na to, jak je. Wtedy drugie z nas je w pośpiechu, aby odciążyć pierwsze. A na końcu Gabi i tak woli jeść nasze danie 😉
  3. Bywa też tak, że podczas zamówienia prosimy kelnera o podanie posiłku dla Młodej ciepłego, ale nie gorącego – chodzi o to by nie musiała głodna i zniecierpliwiona czekać, najczęściej jest tak w przypadku zupy 🙂 . I niby następuje akceptacja i zrozumienie, po czym nie wiem co nawala w procesie kelner-kuchnia, ale otrzymujemy pomidorówkę albo inny rosołek w temperaturze lawy wulkanicznej… I tak stoi sobie ta zupa, bo jest nie do zjedzenia przez dorosłego nawet i ewentualnie na końcu ktoś ją chapnie… Ale przecież nie o to chodziło…

italian-601314_1280

 

Idąc na obiad z Gabi w Niemczech spodziewałam się co najmniej takiego samego schematu. Zostałam jednak mile zaskoczona – Gabi również.

  1. Już przy wejściu do restauracji kelner spytał czy podać krzesełko dla dziecka.
  2. Na środku lokalu leżał wielki puszty dywan. Z początku zastanawiałam się po co on tam leży – po dwóch minutach wszystko było jasne: aby dzieci mogły się na nim turlać.
  3. Kelner w ekspresowym tempie podał pierwsze danie, a zaraz po nim drugie danie dla Gabi – ja i pozostałe osoby cierpliwie czekaliśmy na swój posiłek, ale dziecko było już prawie najedzone.
  4. Między posiłkami kelner zaproponował kolorowanki i kredki dla Gabi! Sam z siebie niepytany – szok!
  5. A czym Gabi była tak mile zaskoczona? Kinder Niespodzianką na swoim talerzu z daniem głównym 🙂 Oczywiście musiałam już na początku jajko schować przed Gabi, bo wtedy w pierwszej kolejności pochłonęłaby czekoladową słodycz, ale po obiedzie – proszę bardzo!

I tak właśnie wyglądał nasz niedzielny obiad poza domem: miło, bez stresu, z uśmiechniętymi ludźmi dookoła. I nie była to żadna wielka restauracja, a mała, na obrzeżach miasta. Najwidoczniej znana jest z fajnego podejścia do rodzin z dziećmi, bo w tym samym czasie w stoliku obok obiad spożywała duża rodzina z dwójką chłopców w podobnym wieku do Gabi. Oni również otrzymali Kinder Uberraschung, a ich rodzice oraz dziadkowie wyglądali na równie zadowolonych z niedzielnego obiadu.

restaurant-411942_1280

To tak wiele, a zarazem tak niewiele, by zmienić niedzielny obiad na mieście z dwulatką w miłe wspomnienie na długi czas. Życzyłabym sobie zawsze być tak mile zaskakiwana.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.