Droga Marysiu,
Zdecydowałam się napisać właśnie do Ciebie, bo od kilku miesięcy intensywnie czytam Twojego bloga. Naprędce staram się uzupełnić informacje jak być dobrą mamą. Do napisania tego listu skłonił mnie zaś wywiad, na jaki trafiłam niedawno w „Wysokich Obcasach”. Wywiad z Natalią – o depresji poporodowej. Czytałam i płakałam. A płakałam, bo… Sama jestem w ciąży…
To nie była wpadka. Planowaliśmy z mężem tę ciążę mimo naszego względnie młodego wieku, bo przecież dookoła spoglądały na mnie z reklam i gazet roześmiane twarze szczęśliwych zadbanych mam. Młodych kobiet o świetnej figurze, nienagannym stylu i zawrotnej karierze. Które z zapałem łączyły rolę matki, żony (przyjaciółki i kochanki w jednym!) i rewelacyjnej liderki. „A więc da się” – pomyślałam i wspólnie podjęliśmy decyzję – bo na co tu czekać?
Trudno się przyznać, że nie kocha się tego dziecka od pierwszych „dwóch kreseczek”. Czułam szok, a życie dosłownie przeleciało mi przed oczami. W uszach dzwoniło. Teraz wszystko się zmieni. Stanie na głowie. Nic już nie będzie takie samo. Ta myśl ekscytowała i śmiertelnie przerażała jednocześnie. Byłam szczęśliwa, jednocześnie chcąc cofnąć się do momentu, w którym wszystko miało swój stary ład i porządek. Pierwszy trymestr, mimo że nie zmęczył mdłościami, sponiewierał wahaniem nastrojów i emocjonalną huśtawką. Wieczny strach, czy wszystko będzie dobrze, czy nie stracę ciąży, czy nie zaszkodzę sobie czymś. Im jednak dalej w las, tym więcej drzew…
Drugi trymestr bolał chyba najbardziej. Zauważyłam zmiany w swoim ciele. Nikt nie pytał mnie o zgodę, a jednak „ktoś” ingerował w mój wygląd! Byłam zła, wściekła, pełna pretensji – głównie do męża, bo przecież to nie on nosił coraz większy brzuch, zmagając się ze zwykłymi codziennymi pierdółkami, jakby były wyprawą na Mount Everest. Wszyscy namiętnie dotykali mojego brzucha, gratulując mi bliźniaków i pytając w piątym miesiącu ciąży – czy zaraz rodzę?
Dostawałam milion „dobrych rad”, o które wcale nie prosiłam. Przestałam akceptować swoje odbicie w lustrze i zaczęłam maniakalnie śledzić wzrok męża, kiedy mijaliśmy na ulicy inną kobietę. Piękną czy nie – bez brzucha. A dla mnie liczyło się tylko to – ona nie ma brzucha, a ja go mam, więc ona wygrała.
Na nic zdawały się zapewnienia męża o mojej atrakcyjności. Łykając łzy pakowałam ciuchy sprzed ciąży i zastanawiałam się, kim jest ta niezgrabna i ociężała kobieta, w którą się zamieniłam?
Wyrzeczenia pojawiły się już w ciąży, a to przecież dopiero początek. Koniec z wieczornym winem do kolacji. Koniec ze spontanicznymi wyjazdami w środku nocy wraz z mężem. O szalonym seksie na kuchennym stole mogę pomarzyć – najpierw zakaz od lekarza, potem pewnie nieprędko wrócą te „dobre” czasy. Nie do końca do mnie docierało to, że wszystko co było, co przeżyliśmy, już nie wróci.
A przynajmniej nie w takiej formie, jak dawniej. Kiedy wreszcie dotarło – nie potrafiłam przestać płakać.
Czuję się niewdzięczna i wyrodna w oczach ludzi. Wstyd mi się przyznać komukolwiek, że już w ciąży miewałam stany depresyjne, a przynajmniej momenty dość ostrego załamania. Przestałam być kimś, kim byłam, a w nową rolę jeszcze nie zdążyłam wejść. Nie umiem opowiedzieć swojej historii, podzielić się swoimi emocjami, nie słysząc od kogoś frazesów w stylu: „nie przesadzaj”, „źle się nastawiasz”, „wymyślasz”, „jak możesz, tyle kobiet chciałoby być na twoim miejscu!” lub „może jednak nie dojrzałaś do bycia matką?”.
Obecnie jestem w trzecim trymestrze ciąży. Powoli nauczyłam się swojego nowego ciała. Dopiero co, a już zaraz przyjdzie mi zrzucać tę skórę i próbować znów coś nowego. Miesza się we mnie lęk i niepewność z niecierpliwością, kiedy ujrzę moje dziecko. Jest dla mnie najważniejsze i wiem, że w sytuacji krytycznej bez wahania kazałabym je ratować ponad własne życie. Jednak w środku czuję, że coś jest nie tak, że nie jestem sobą, a nie wiem, kim będę i czy się sobie taka spodobam. Nawet jeśli – po wszystkich ciążowych atrakcjach przysięgłam sobie, że nie będę planowała więcej dzieci. Mąż widząc moje cierpienie (i cierpiąc razem ze mną) – poparł mnie.
Dla mnie ciąża nie była stanem błogosławionym. Jak będzie macierzyństwo? Pewnie czas pokaże…