Co to znaczy być mamą? To być wzorem do naśladowania?

Ostatnio moja pięciolatka coraz częściej chwyta za moje kosmetyki, pudry oraz błyszczyki i biegnie z nimi przed lustro, aby „się upiększyć”. Oczywiście w domu mamy masę śmiechu z jej zachowań, ale ostatnio chwyciła w swoją małą rączkę tusz do rzęs, uparła się przed kolacją, że chce mieć pomalowane brwi i rzęsy. Czy mi się to spodobało?

 

TAK NIE MOŻNA!

Malowanie kosmetykami dzieci wzbudza duże kontrowersje. Są tacy, którym to nie przeszkadza, ale jest też duża grupa osób bardzo zbulwersowanych, gdy zobaczy np. pomalowane paznokcie u rąk małej dziewczynki. Przyznam szczerze, że jakoś nie wyobrażałam sobie używania kosmetyków przez małą Gabi aż do dnia, gdy poprosiła o pomalowanie brwi i rzęs. To była niedziela, wychodziliśmy właśnie na rodzinny obiad do pobliskiej restauracji i miałam dwa wyjścia: kategorycznie odmówić i rozpocząć wielką wojnę (Gabi była uparta i zawzięta w tym temacie) albo pozwolić jej na zrobienie „makijażu” i spokojnie spędzić dalszą część dnia.

Gabi chciała pomalować sobie brwi oraz rzęsy. Te drugie jakoś wmówiłam jej, że już ma pomalowane, ale wyobraź sobie przedszkolaka z mocno podkreślonymi brwiami w restauracji, jedzącego swoje spaghetti Napoli? Nie wiem, co myśleli o nas pozostali goście restauracji. Ja byłam szczęśliwa, że Gabi spokojnie je swój posiłek i jest zadowolona z tego jak szykownie spędza niedzielne popołudnie.

 

Mamo, ja też chcę się pomalować!

 

JA TEŻ TAK CHCĘ

Bardzo często zauważamy, że Gabi zaczyna mówić naszym językiem. Kiedyś użyłam przy niej takich słów, jak: spoko, jedziemy na chatę, co za wiksa. Małe dzieci oczywiście nie używają takich sformułowań same z siebie, ale nie od dziś wiadomo, że dziecko jest jak gąbka – chłonie wszystko, co się dookoła niego znajduje i nagle po jakimś tygodniu, młoda otwiera szufladę w kuchni, która sama się potem domyka i mówi: ale wiksa! Wracając z podróży pyta, czy jedziemy na chatę, a jak ją o coś prosimy i w końcu ulega, mówi takie przeciągłe: spooooko! I wcale mnie to nie dziwi.

Bardzo ważne jest wychowanie przez dawanie przykładu. I nie mówię tutaj, aby podawać przykłady i sypać nimi, jak z rękawa, ale BYĆ przykładem, być dobrym człowiekiem, nie popełniać błędów, móc spojrzeć sobie w lustrze prosto w oczy, być fair wobec siebie, swojej rodziny, swojego środowiska. Dziecko uczy się świata od rodziców. Poznaje to, co mu pokażemy, zachowuje się w podobny sposób i czerpie z tej wiedzy garściami. Dziecko jest naszą kopią, więc ja chcę być dobrym wzorem do naśladowania dla mojej córki.

 

BŁĘDY MŁODOŚCI

Kiedyś popalałam. Czasami więcej, czasami mniej, ale faktem jest, że paliłam papierosy. Przyłapała mnie na tym mama i ze złością powiedziała

Ja nie palę to Ty też nie będziesz! Nigdy więcej nie chcę Cię widzieć z papierosem w ustach! Nie po to Cię rodziłam, żebyś teraz się truła.

 

Już wtedy jej słowa zrobiły na mnie duże wrażenie i rzeczywiście – więcej mnie z papierosem nie zobaczyła. Nie, nie rzuciłam palenia przez mamę. Postanowiłam ukrywać się jeszcze lepiej, ale po latach zrozumiałam, co miała na myśli i ostatecznie zrezygnowałam z papierosów. Ale czy takie słowa wypowiedziane przez matkę, która pali zrobiłyby na mnie wrażenie? Czy ojciec, trzymający papierosa w dłoni, mówiący „Nie pal, nie warto!” jest dobrym przykładem? Takie słowa z ust palaczy brzmią mało wiarygodnie, zawsze tak było, jest i będzie. Wymagasz? To daj przykład, wymagaj w pierwszej kolejności od siebie! Wychowanie przez świecenie przykładem jest najlepszą metodą wychowawczą.

Niestety, z widokiem papierosów spotykamy się bardzo często. Nie tak dawno temu można było zobaczyć reklamę w gazecie, ciekawe bilbordy, plakaty w sklepie. Ja je pamiętam. Życie młodego człowieka również oparte jest o tytoniową fascynację – w niejednym filmie główny bohater zawsze trzyma papieros w ustach, żegna się czule z piękną kobietą i spada ratować świat. Już sam fakt, że na dużym ekranie pojawia się ten kawałek białej bibułki sprawia, że od najmłodszych lat jesteśmy oswajani z tematem papierosów.

Jednak nie tylko w kinie można się spotkać z nikotyną. Z pewnością i w Twoim najbliższym otoczeniu jest ktoś, kto pali. Ja pierwszy kontakt z papierosem i próbą zapalenia miałam jako trzy, może czterolatka. Mój dziadek palił jak smok. Kiedy rodzice wyjechali z domu na parę godzin, a my razem z bratem zostaliśmy pod opieką dziadka stało się to, co musiało stać. Wyciągnęliśmy jakieś pety z kosza na śmieci, sięgnęliśmy po zapałki i chcieliśmy poczuć się tak, jak dziadek. Bo skoro on może to dlaczego nie my? Na szczęście mama prawie w tym samym momencie weszła do domu i ustawiła nas do pionu. Istniało realne niebezpieczeństwo zapalenia całego domu, bo przecież dwoje przedszkolaków i ogień? Finał mógł być tragiczny.

 

PRZYKŁAD Z GÓRY

Ostatnio też w trasie, zatrzymaliśmy się na obiad w fajnej drewnianej knajpie, niedziela po południu, więc sporo ludzi. Siedząc, byliśmy blisko stolika z na oko ośmiolatką, jej mamą i chyba ciocią. Panie właśnie zamawiały desery lodowe. Zjadły w czasie, gdy my wcinaliśmy obiad, po czym ta mała dziewczynka zapytała z uśmiechem na ustach: „To idziemy na papieroska?”. Oczywiście była to żartobliwa kalka z zachowań, które obserwuje na co dzień. Uśmiały się panie z tego i tyle było tematu…

Dziecko wychowywane przez palących rodziców może z jednej strony być dożywotnim przeciwnikiem papierosów – dym tytoniowy wdychany od najmłodszych lat może spowodować niechęć do tytoniu na całe życie. Jednak doświadczenie też pokazuje, że w większości jest zupełnie inaczej: to, co przeszkadzało dziecku staje się interesujące dla nastolatka, a możliwość podbierania rodzicom papierosów jest znacznie łatwiejsza. Do czego to doprowadzi? Jeśli pali najbliższy członek rodziny, mama i tata – to ja też. Palę, bo mogę. Dlatego ja nigdy w życiu nie wezmę papierosa do ust i nie będę palić przy dziecku. Nie dam dziecku tego argumentu: „Jeśli Ty możesz to dlaczego ja nie mogę?”

 

 

CZARNA DZIURA

Mam swoją teorię na temat używek i sięgania po „dodatkowe” rozrywki. Robią to tylko ludzie, którzy są słabi, którym czegoś w życiu brakuje. Paleniem i innymi używkami zapełniają pustkę. To bardzo smutne, ale prawdziwe. Czy ktoś, kto jest szczęśliwy sięga po używki? Czy musi dodatkowo „relaksować się”? Ja kiedyś musiałam, byłam nieszczęśliwa, a papieros dawał chwilową ulgę. Teraz mam to szczęście bez nikotyny. Wiem, czego mi brakowało.

 

Człowiek nie idzie w nałóg jak mu jest dobrze. Jak jest Ci dobrze w życiu, jak jesteś spełniony (…) to tej czarnej dziury nie masz. Nie musisz jej ani zapijać, ani palić, ani ćpać.

Krzysztof Antkowiak

20m2 talk-show, odc. 179

 

Jestem szczęśliwa, jestem mamą dwóch córek i chcę być dobrym wzorem do naśladowania, nie tylko dla nich, ale również dla moich najbliższych. Warto żyć w zgodzie, w spokoju, bez nałogów. I wolę, by Gabi lub Miśka chciały „malować się tak jak mama”, niż „iść na papierosa tak, jak mama”.

 

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.