Zrobiłam to świadomie i z premedytacją

Ostatnio nowa czytelniczka zapytała ile mam dzieci. Odpowiedziałam automatycznie, że to nie tajemnica, bo na blogu podany jest wiek moich dzieci, płeć, a nawet ich zdjęcia. Na blogu jest całe moje życie.

 

MARZENIA W CIĄŻY

Będąc w 17. tygodniu ciąży z Gabi zaczęłam pisać bloga. Z dnia na dzień. Wystarczyło jedno spotkanie, rozmowa, duża dawka inspiracji i BANG: zostałam blogerką. Wiecie, kto już 5 lat temu był popularną blogerką? Jessica Mercedes, Fashionelka i Maffashion. Postanowiłam brać z nich przykład. Ja, niska dziewczyna z małego miasteczka postanowiłam wzorować się na WIELKICH i już teraz niesamowicie popularnych blogerkach. Sama w siebie nie wierzyłam, ale mocno marzyłam o tym, by być niezależną, robić ciekawe nietuzinkowe rzeczy. Nie chciałam wzorować się na nich 1:1, bo w innym przypadku założyłabym bloga modowego, a nie parentingowego. Chciałam blogować po swojemu, w zgodzie z sobą, na swoich zasadach. Chciałam pokazać, że bycie mamą to nie koniec świata, że macierzyństwo może być fajne, a wychowywanie dziecka to wspaniała przygoda!

 

MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ

I tę moją autentyczność oraz szczerość chyba doceniły pierwsze czytelniczki. Początkowo pisałam tylko dla siebie i dla rodziny – moja mama mieszka w DE, teściowie w Poznaniu, a każdy chciał wiedzieć, jak się czuję, co u mnie słychać, co u Gabi w brzuchu. Jednak z miesiąca na miesiąc dziewczyn zainteresowanych tematyką ciążową oraz szeroko rozumianym parentingiem przybywało. Musicie wiedzieć też, że 5 lat temu były dwa blogi rodzicielskie, anonimowe (kiedyś psiało się pod pseudonimem), bez własnych zdjęć, w zasadzie to każdy wpis był bez zdjęć! A jeśli już jakieś były to kupione w banku fotografii, niestety. Wydaje mi się, że jestem fotogeniczna, więc nie miałam problemu, żeby pokazywać siebie na zdjęciach. Nie widzę też wielkiego zagrożenia w pokazywaniu zdjęć dzieci na naszym blogu – i myślę, że właśnie za to pokochały nas kolejne czytelniczki, których z czasem przybywało.

 

MAMA I… TATA BLOGUJĄ RAZEM

W dniu urodzin Gabi, czyli 6. sierpnia 2012, mój blog „Kobiety w ciąży” stał się blogiem rodziców, parentingowym, ale nie dlatego, że urodziła się Gabi. Stało się tak za sprawą wpisu Kuby. Tak, tak! Wcześniej każdy wpis pisałam ja, to ja założyłam bloga, to ja marzyłam o tym, aby „sięgnąć gwiazd”. Kuba stał z boku. W zasadzie to siedział 😉 i obrabiał moje zdjęcia. Nie pisał tekstów, choć pióro ma lepsze niż ja. Znacie taki model: zdolny, ale leniwy? To właśnie Kuba! Ja jestem mniej zdolna, ale za to pracowita mróweczka! Kuba to dusza artysty! Zgadnijcie, kto w naszym domu płaci rachunki i pilnuje wszystkich terminów? 😉 Ale wracając do tematu.

Kiedy Kuba napisał pierwszy wpis, blog przeszła największa fala czytelników, jaka kiedykolwiek mogła mi się przyśnić! Wszyscy byli zachwyceni postami Kuby, dziewczyny żywo komentowały każdy jego tekst. Nawet przez moment byłam zazdrosna, że jego wpisy komentowałyście w większej ilości niż moje. Ale widziałam, że to Kubę napędza! Dało mu to wiatr w żagle! Nagle zaczął widzieć blogowanie w ten sam sposób, co ja! I to było wspaniałe! Doskonale rozumieliśmy się jeszcze przed ślubem – wspólne szaleństwa i imprezy do rana. Po urodzeniu Gabi również między nami była pełna symbioza. A teraz kolejną rzeczą, która nas łączyła stał się blog. Kuba nigdy negatywnie nie patrzył na moje początki blogowania – choć moje pierwsze wpisy pozostawiają wiele do życzenia, ale blog zawsze traktowałam jak swój pamiętnik. Teksty Kuby zawsze były celne, przemyślane, precyzyjnie napisane. I to też spodobało się naszym czytelniczkom: oto mama i tata, żona i mąż, kobieta i mężczyzna RAZEM prowadzą bloga. Razem piszą teksty. Razem tworzą treści. To było absolutne novum 5 lat temu. Teraz blogi par są obecne w blogosferze i nawet nazwa „parenting” bardzo dobrze się przyjęła – co kiedyś było nie do pomyślenia, a ja nie raz zostałam wyśmiana, że „Co to jest za nowy wymysł ten blog parentigowy???” Czy byłam zła za takie pytania? Nie, bo wierzyłam, że moje blogowanie jest ważne i jego definicja również.

 

PIERWSZE 3 LATA SĄ NAJWAŻNIEJSZE

Mało kto wie, że jestem absolwentką studiów pedagogicznych. Podobno, gdy byłam mała chciałam zostać przedszkolanką, ale nigdy jakoś mocno nie marzyłam o tym, aby pracować w przedszkolu lub w szkole. Zaczęłam studiować pedagogikę, aby być dobrą mamą. Wtedy jeszcze nie wiedziałam na pewno, że kiedyś nią będą, ale wiedziałam, że taka wiedza będzie mi potrzebna. Czułam, że chcę i muszę skończyć te studia. Nie wiedziałam dlaczego, ale intuicja podpowiadała mi, że tak muszę. I w moim dorosłym życiu okazało się, że informacje przekazane od moich Profesorów nie poszły na marne. Przez cały okres studiów każdy Profesor mówił jedno: pierwsze trzy lata w życiu dziecka są najważniejsze, bo rzutują na całe jego życie, mają niesamowity wpływ na późniejszy rozwój, są nieocenione.

I oczywiście z czasem przekonałam się na własnej skórze, że Profesorowie mieli rację. Z noworodka, który tylko nieruchomo leży i patrzy, po trzech latach mamy biegającego i gadającego człowieka. Pierwsze trzy lata w życiu dziecka są dla niego najważniejsze. Rzutują na całe jego dzieciństwo, na wiek dojrzewania, na życie dorosłe. I nie chodzi tu tylko o rozwój fizyczny – w przeciągu tych trzech lat dziecko zmienia się diametralnie, z małego bezbronnego zawiniątka staje się przedszkolakiem, który sam potrafi się najeść, ubrać, samodzielnie pójść do toalety.

Rozwój fizyczny w ciągu pierwszych trzech lat dziecka jest bardzo ważny, ale dla mnie ważniejszy był aspekt psychiczny. To, że dziecko w tym czasie jest z mamą i tatą również ma bardzo duży wpływ na jego rozwój emocjonalny. Dziecko w początkowym okresie swojego życia jest bardzo przywiązane do mamy, co jest oczywiste z powodu bliskości jaką daje karmienie i codzienna pielęgnacja. U nas zawsze na równi z mamą był tata, co też oczywiście z premedytacją wcześniej zaplanowałam. Chciałam, aby moje dzieci właśnie te pierwsze trzy lata przeżyły tak, jak ja tego chcę. Czyli z rodzicami, w pełni miłości, w ciepłym i bezpiecznym domu. Chciałam widzieć każde postępy naszych dzieci, być blisko na wyciągnięcie ręki, usłyszeć pierwsze słowo, zobaczyć pierwszy kroczek, wycierać łzy, kiedy maleństwo upadnie. Być tu i teraz. Zawsze.

 

ZROBIŁAM TO ŚWIADOMIE I Z PREMEDYTACJĄ

Dlatego zostałam w domu. Nie wróciłam do pracy po urodzeniu Gabi. Bardzo się wahałam, ale jednak po zakończonym urlopie macierzyńskim, który 5 lat temu trwał pół roku, wzięłam urlop wychowawczy na kolejne 6 miesięcy. I wahałam się nadal, bo to była dobra praca – dobrze płatna, ze stanowiskiem, wszelkimi ciekawymi dodatkami i dużymi perspektywami. O takim stanowisku zawsze marzyłam! Nie wiedziałam, co zrobić… Czy wrócić do pracy? Czy posłać Gabi do żłobka? Czy zostawić dziecko w domu z nianią? Czy tego właśnie chcę i czy tak ma wyglądać nasze życie we trójkę: ja i Kuba w pracy, a dla dziecka tylko dwie godziny dziennie? Biłam się z myślami, ale odpowiedź była tylko jedna: urlop wychowawczy wykorzystam maksymalnie długo.

Wiedziałam, że może być ciężko, że nasze życie być może traci na jakości, że jedna pensja Kuby może nam nie wystarczać. Liczyłam się z tym i godziłam w imię bycia w domu z Gabi. Wiedziałam, że właśnie te pierwsze trzy lata jej życia muszę być tylko z nią! Że ona właśnie teraz najbardziej mnie potrzebuje! Że idąc do pracy, a ją roczną oddając do żłobka, ominie mnie coś, co już nigdy nie wróci. Nie mogłam, nie chciałam się na to zgodzić!

 

DZIECIŃSTWO JEST JEDNO

I choć czasami było ciężko, bo macierzyństwo nie zawsze usłane jest różami, wiem, że było warto! Gabi poszła do przedszkola w wieku 3 lat i postanowiłam, że Miszel również pierwsze 3 lata spędzi razem z nami, w swoim domu, w miejscu gdzie czuje się bezpiecznie. Już nam dużo nie zostało, bo jeszcze tylko dwa lata, które wiem, że miną tak szybko, jak dwa miesiące. Cieszę się z mojej decyzji i mam nadzieję, że z czasem będzie ona procentować jeszcze bardziej! Widzę to po Gabi i myślę, że z Miśką będzie tak samo. Dzieciństwo jest tylko jedno, nasze dzieci tak szybko dorastają, a my staramy się łapać każdy dzień z naszymi maluchami. Na inne role będzie jeszcze czas. Teraz jestem mamą.

 

NASZE BYCIE RAZEM

I teraz jest idealnie! Michalinka z pewnością dopełniła nasze rodzinne szczęście. Jest naszym słoneczkiem. Jej szczery uśmiech z rana sprawia, że chce się chcieć! Najpiękniejsze jednak jest to, co łączy Miśkę i Gabi – ich wspólne „rozmowy”, chichranie się z niczego, łaskotki! Tego nie da opisać się słowami. Nigdy nie przypuszczałam, że bycie mamą dwójki jest takie wspaniałe!

 

Rodzina to bliskość, to wspólnota, wzajemne zainteresowanie, emocje, miłość. Każdy jest tak samo ważny, równie wyjątkowy. Rodzina to czas, bycie tu i teraz. Dawanie, słuchanie, wspólne przeżywanie. I ja chcę ten czas jak najlepiej przeżyć. Bo chcę być mamą w 100%. Być mamą – nie matką.

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.