Nie chciałam, ale chyba muszę

Jest coś, co czasami mnie śmieszy, a czasami wkurza. Starałam się jakoś nie zauważać takich rzeczy, ale z tygodnia na tydzień jest ich coraz więcej, więc postanowiłam, że jestem Wam winna parę słów na ten temat.

Każdy, kto prowadzi bloga wie, że to czasami ciężka, ale słodka praca.

Przygotowanie zdjęć, napisanie paru zdań, odpowiadanie na komentarze; czasami zleci mi 4 godziny i nawet nie wiem, kiedy to minęło. Najczęściej bloguję w nocy, kiedy Gabi śpi, więc równie dobrze w tym czasie mogłabym leżeć z nogami wyłożonymi przed TV. Ale ja uwielbiam spędzać czas przed komputerem, dzielić się z Wami swoimi przemyśleniami na różne tematy, prezentować ciekawe miejsca, polecać fajne rzeczy – jeśli są tego warte; i negować to, co uważam, że warto piętnować.

Moje blogowanie rozpoczęło się 2 marca 2012 roku, ale pisać zaczęłam już znacznie wcześniej. Mój Mąż, kiedy mnie poznał, śmiał się z moich kalendarzy:

  • pierwszy do pracy – zapisywałam w nim zlecenia, spotkania, wszystkie zawodowe sprawy;
  • drugi prywatny – z notatkami gdzie spędzaliśmy wieczór, na co idziemy do kina, z kim się spotkamy, rodzinne uroczystości, imieniny oraz urodziny najbliższych osób itp.

A kto z Was pamięta „Kalendarz Szalonego Małolata”?

Mam w domu chyba 5 tych kalendarzy! Śmieszyły mnie różne bajki (np. Bajka o Jacusiu: ja cuś tu nie rozumie, albo O selerze: mama pierze ja se leże) i grafiki w nim zawarte.
Pierwszy pamiętnik, jaki zaczęłam pisać to było w okolicach 4, może 5 klasy w szkole podstawowej. Do dziś pamiętam, że pamiętnik był zamykany na małą kłódkę, miał okładkę z księżniczką a w środku różowe pachnące kartki z serduszkami. Jestem pewna, że jakbym dziś zaczęła go szukać to za parę dni mogłabym się pośmiać z tego, co wtedy zapisywałam.

Moja miłość/pasja/chęć pisania w zeszłym roku zyskała nowy wyraz. Teraz mogę dzielić się sobą, swoim doświadczeniem młodej mamy, szczęściem, jakie daje mi dziecko z Wami. Cieszę się, że Mój Mąż nie patrzy sceptycznie na to, co robię, ale sam złapał bakcyla 🙂 Pewnie już zauważyliście, nieraz notatki dodawane są bardzo późno, bo co dzień mamy coś do powiedzenia, pokazania, pochwalenia się. Chcemy, bo lubimy być z Wami. I myślę, że to samo uczucie sympatii jest też po drugiej stronie ekranu.

I jest coś, co bardzo mnie mierzi.

Nie chodzi o moją rodzinę, czy blogowanie, ale o niektóre czytelniczki. Nie będę wymieniać tutaj konkretnie, ale dziewczyny wiedzą, że o nich myślę. Jest mi bardzo miło, kiedy dajecie swój głos poprzez komentarze. Jak wiecie, lubię czytać i poznawać zdanie innych. Z niektórymi mogę się nie zgodzić, ale zawsze szanuję zdanie innych osób. Świat jest kolorowy, blogosfera również i cieszę się, że czasami niektórzy z naszych czytelników przedstawiają inny, odmienny od naszego punkt widzenia. Konstruktywna krytyka jest zawsze mile widziana a i ja czasami dowiem się czegoś ciekawego od naszych czytelników.

Jednak są i takie komentarze, które napisane są tylko po to, aby zostawić swój ślad – adres bloga. Zdaję sobie sprawę, że każdy chce się rozreklamować, zaprosić do siebie i czasami niektóre takie komentarze mogliście na naszym blogu przeczytać – były to osoby, które znamy osobiście a nie tylko wirtualnie.
Niestety, z dnia na dzień takich „kwiatków” jest coraz więcej, dlatego postanowiłam, że muszę poruszyć ten temat, bo najwidoczniej, niektórzy czytelnicy nie zwrócili uwagi na dwa zdania, które umieszczone są na końcu strony, gdzie m.in. jest napisane:

Wpisy złośliwe i zawierające szeroko pojęty spam nie będą publikowane.

Jeśli  ktoś jeszcze się nie domyślił to uściślę: spam to dla mnie każdy komentarz, który na końcu zawiera adres bloga. Więc jeśli chcesz, to pisz, komentuj, wpisuj przy tym adres swojej strony internetowej, ale nikt oprócz mnie i tak tego nie przeczyta 🙂

Pozdrawiam serdecznie,
autorka Najpopularniejszego Bloga Parentingowego Oczekujac.pl
Marysia

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.