Życia cud

Fajnie jest dostawać dowody radości innych, którzy dzielą Twoje szczęście. Wiadomo – kiedy urodzi Wam się dziecko, dostajecie z miejsca milion SMSów, komentarzy na fejsie, lajków do zdjęć czy też osobistych gratulacji. Każdy chce dzielić z Wami tę radość.

Jednak jeszcze cenniejsze dowody tejże radości to te, które są dla Ciebie zaskakujące czy wręcz niespodziewane. Dziś mieliśmy miłą okazję doświadczyć takich. Rozczuliła mnie dziś nasza sąsiadka (starsza pani mająca dzieci w naszym wieku) z ulicy na przeciwko, która widząc Marię przechadzającą się z wózkiem po podjeździe, stanęła w oknie i machając niczym na odlatujący samolot krzyczała: „Gratuluję! Gratuluję!”. To było takie swojskie i szczere!

Jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że Twoją radość mogą dzielić ludzie, którzy: mieszkają 800 km od Ciebie, mówią w innym języku, pochodzą z innego kraju, widzieli Cię na oczy może dwa razy. A jednak pewnego dnia otrzymujesz od nich przemiłe telegramy pełne ciepłych słów (he, ciepłe słowa pisane po niemiecku, o ironio 😉 ), a do niektórych z nich są nawet załączone upominki. Właśnie z takimi przesyłkami przyjechał dziś do nas mąż Teściowej. Otóż koleżanki Mojej Nowej Mamy (tak niegdyś zwracał się jeden z moich dawnych znajomych parę tygodni po ślubie do teściów – „moja nowa mamo, mój nowy tato” 🙂 z małej niemieckiej wioski szrajbneły Fur den Liebling der Familie Gabi kilka miłych zdań. To naprawdę zaskakująco fajne.

Wracając do Marii z wózkiem na podjeździe – Gabi ma za sobą pierwszy spacer! Popołudniu, kiedy słońce już tak nie świeciło i powietrze było łagodniejsze, zapakowaliśmy Małą w fotelik, ale  jakoś nie zaakceptowała tego wyboru, więc przesiadka w gondolkę i wyszliśmy na dwór 🙂 Myśleliśmy, że Mała się ładnie zdrzemnie, bo właśnie drzemki to pora była, jednak ten nowy świat był dla niej tak fascynujący i absorbujący, że wywijała oczkami w każdą stronę i bacznie nasłuchiwała. Jest jeszcze tego nieświadoma, ale dziś poznała m.in.: śpiew ptaszków, traktor, kosiarkę do trawy i wiejskie zapachy 🙂 My (rodzice) natomiast mamy za sobą plenerowe przewijanie, karmienie i lulanie 🙂 Nasz sobotni pobyt na świeżym powietrzu trwał ponad dwie godziny i z pewnością powtórzymy go jutro i każdego następnego dnia dopóki pogoda pozwoli.

A po spacerku dziś zaliczyliśmy kolejną udaną kąpielkę (wczorajszą zaliczam do nieudanych i jakby zapytać Gabrielę to chyba podzieliła by mój osąd). Udana to taka, kiedy Gabi pluska się z rozkoszną miną (oczka jak 5 złotych i rozdzawiona buzia), nieudana to taka kiedy silnik startującego F16 to brzęczący komar przy krzyku naszej Córki. Na szczęście znam przyczynę wczorajszego niepowodzenia – temp. 37.4 – powiedziałem wczoraj tak: sprawdzimy, czy lubi cieplejszą… Nie lubi. Dziś powróciliśmy do 36.8 i każdy zadowolony 🙂

Bo po kąpieli najważniejsze to szybko w ręczniczek i tulu tulu.

A nasza Gabi zmienia się z dnia na dzień – wiem że to banał, ale kiedy się tego doświadcza samemu staje się to wyjątkowe a nie banalne. Dziś zupełnie inaczej gaworzy niż wczoraj, ma dużo „mądrzejsze” oczka, coraz bardziej się wzajemnie rozumiemy, inaczej patrzymy sobie w oczy, ma już takie swoje rysy twarzy, rozpoznawalne gesty, grymasy. To jest niesamowite. To taki życia cud.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.