Gabi, zaraz będziesz z nami!

1 rok to dużo czy mało?

Kiedy myślę o tym, że 12 miesięcy temu o tej porze siedziałam z laptopem na kolanach i oglądałam akcje porodowe innych dziewczyn, zupełnie nie spodziewałam się, że już jutro, 6 sierpnia, Gabi będzie już z nami.

Rok temu, dokładnie po 19:00, „coś” zaczęło mnie smyrać w podbrzuszu.  Niczym się nie przejmowałam, bo w szkole rodzenia uczyli, że na początku każda ciężarna ma skurcze przepowiadające, a dopiero po paru dniach/tygodniach te prawdziwe skurcze, które rozpoczynają akcję pod tytułem „Przyjście dziecka na świat”. Oglądałam zdjęcia z innych porodów, łzy kapały na klawiaturę, bo wzruszały mnie emocje i szczęście, jakie towarzyszyło innym parom w czasie porodu. Wiedziałam, że też będę taką szczęściarą, która urodzi z Mężem przy boku, będę miała kontakt z dzieckiem zaraz po jej urodzeniu, będę mogła przyłożyć ją do piersi i w taki sposób pierwszy raz nakarmić moje dziecko. Tak myślałam rok temu…

Zupełnie nieświadoma tego, co mnie czeka, poszłam położyć się do łóżka około 23:00 i zasnęłam, ale tylko na trzy godziny. Około 1:45 zaczęły mi odchodzić wody płodowe. Jakie to było dziwne uczucie: coś się dzieje, ale nie masz pojęcia zielonego co?! Poszłam do łazienki, siusiu niby chcę, niby nie chcę – wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że akcja porodowa już się rozpoczęła i miałam zamiar wziąć ciepły prysznic, przyszykować sobie kanapki na drogę, ubrać się w najlepszą sukienkę, zrobić pełny makijaż i pojechać na porodówkę.

Kiedy skurcze były długie na 30 sekund i powtarzały się co 5 minut, i kiedy po paru takich skurczach nie mogłam ustać na własnych nogach, bo „coś” dusiło mnie od środka, miałam już pewność, że jeśli zaraz nie pojawię się w szpitalu to chyba urodzę w samochodzie!

Droga do szpitala była bardzo krótka, chociaż dzieli nas od niego ponad 30 km. Kiedy jechaliśmy odeszły mi prawie całe wody płodowe. Miałam ze sobą podkład, było na nim widać zielony kolor. Wiedziałam, że smółka została wydalona przez Gabi, ale cały czas miałam nadzieję, że urodzę w naturalny sposób – CC zupełnie nie brałam pod uwagę.

Do szpitala dojechaliśmy przed 3:00. Jakiś miły pan poprosił, abym usiadła na wózku inwalidzkim – to było prawdziwe zbawienie. Wjechaliśmy windą na odpowiednie piętro. Kuba znalazł dyżurującą lekarkę i powiedział, że przyjechaliśmy do porodu. Zostałam pierwszy raz zbadania, rozwarcie już miałam na 6 cm. Wszystko szło idealnie: oddychałam, mierzyłam skurcze z sekundnikiem w ręce – długie na około 60 sekund, co minutę. Poród naturalny był coraz bardziej realny. Przeszliśmy na salę porodową. Następne badanie, tym razem przez inną lekarkę. Wszystko jest OK, podłączone KTG, ja oddycham i czekam, co będzie dalej. Jest coraz więcej personelu koło mnie, Kuba odpowiada na pytania dotyczące ostatniego posiłku, bo ja sama nie mogłam nic powiedzieć – byłam skupiona na oddychaniu i liczeniu skurczów.

W pewnym momencie podchodzi do mnie ginekolożka i prosi o podpisanie zgody na cesarskie cięcie. Pytam, czy to koniecznie, bo chcę rodzić siłami natury. Odpowiada, że tak – na KTG widać zanikające tętno dziecka. Podpisuję zgodę na CC. Przekładają mnie na ruchome łóżko, jestem przewożona na salę operacyjną. Anestezjolog pyta ile mam lat i ile ważę. Odpowiadam, że mam 20 lat i ważę 30 kg. Tracę świadomość… Budzę się koło 4:45, jest już po wszystkim. Kuba jest koło mnie. Po paru minutach przynoszą nam Gabi i od tamtego czasu jesteśmy już zawsze razem we trójkę. A ja jestem najszczęśliwszą Mamą na świecie!

Gabi teraz śpi, ale o 4:07 wstanę, spojrzę na moje dziecko i powiem, że bardzo ją kocham. Właśnie mija rok od naszego pierwszego spojrzenia a ja nie wiedziałam, że taka mała dziewczynka może nam dać tyle miłości i szczęścia… Tak bardzo zmieniła nasze życie! A dziękuję jej za to, że właśnie nas postanowiła wybrać na swoich rodziców!

Tego dnia pierwsze słowa napisał do Was Kuba. Wiem, że nie wszyscy wtedy z nami byli, więc jeśli ktoś chce poczytać słowa najszczęśliwszego z tatusiów to zapraszam TUTAJ.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.