Zwykło się dziś, w utartych opiniach stwierdzać, że elektronika zawładnęła naszymi dziećmi.
Owszem widujemy ekstremalne, jak dla nas, pojedyncze przypadki zbyt mocnej więzi dzieci z gadżetami, typu tablet czy laptop i niech przykładem będzie tu widziane czasami na wyjazdach w hotelach dziecko na śniadaniu z rodziną, które przy stole jest zupełnie nieobecne bo siedzi wgapione w ekran przyniesionego sprzętu a raz nawet taka sytuacja miała miejsce podczas śniadania wielkanocnego… Jednak z mojego, szerszego punktu widzenia i już cokolwiek doświadczonego rodzica w tej materii, uogólnienie takie na całe pokolenie jest zdecydowanie przesadą i nieco odbiega od rzeczywistości.
Znam wielu rodziców, ich dzieci, które zupełnie same z siebie, niczym nie przymuszane, nie karane, nie proszone, ponad rozrywkę z telewizorem czy innym ekranem wolą tę analogową zabawę, bardziej tradycyjną. A to, co wybierze nasze dziecko zależy w ogromnej mierze od tego co my mu wskażemy, nie nakażemy wtedy kiedy już jest za późno, bo za naszą bierną postawą dziecko już wybrało, ale to co delikatnie wskażemy, podsuniemy, czym zainteresujemy.
I tak, nam pół roku temu udało się (choć nie do końca stwierdzenie udało się tu pasuje, bo nie była to szczególna próba, podejmowana z jakimś określonym zamiarem) więc: udało nam się zupełnie przez przypadek wciągnąć, dosłownie wciągnąć Gabrielę do niesamowitego świata zabawy, tak bardzo tradycyjnej, że trudno byłoby w ogóle przypuszczać, że będzie to atrakcja nokautem wygrywająca z tak potencjalnie ciekawą dla tej dzisiejszej młodzieży 😉 rozrywką jaką jest siedzenie i pochłanianie bajek w TV czy granie po raz setny w jakąś grę z apki na tablecie czy smartfonie.
Kurcze, plastelina! No dobra, nie tak do końca plastelina, bo jej dużo młodsza siostra – ciastolina, do tego z konkretną ekipą bo zestawach Play-Doh. Te pół roku temu Gabi poznała cztery świetne sety tematyczne i na zabawie z nimi spędziła dwa tygodnie pobytu u babci w Niemczech! A teraz przed Świętami do domu zawitały dwa kolejne i Młoda miała je dostać po kolei na Mikołaja i pod choinkę, ale udało się to tylko połowicznie… 🙂 Dorwała oba naraz i teraz po powrocie z przedszkola już od drzwi słyszymy: „Mamusiuuu, Tatuuuuś, gdzie jest moje plejdo? Kto się ze mną pobawi?” Miód na serce każdego rodzica – dziecko, które uwielbia kreatywne zabawy plastyczne, któremu te zabawy nie nudzą się od pół roku, które samo zaprasza rodziców do wspólnego lepienia i wyciskania – a nawet już Miszel wtajemnicza i zamiast dorabiać włosy figurkom to dokleja młodszej siostrze 🙂 .
Więc mamy ustawiony w kuchni a drugi w pokoju, czyli łącznie dwa kartony dyżurne z Play-Doh – z kilogramami masy, kilkudziesięcioma ludzikami i kilkunastoma innymi elementami, którymi tworzymy coraz to nowe scenariusze i potrafimy tak całe popołudnie wspólnie, albo też Gabi sama – zamyka się w kuchni i tylko słyszmy odgłosy toczących się tam niesamowitych historii: a to do fryzjera ktoś przyszedł, a to straż pożarna jedzie, to znów lody ktoś zamówił – czekoladowe oczywiście, albo za chwilę mamy przy biurku własnoręcznie „upieczone” ciasteczka z herbatką od naszej małej Play-Doh Kucharki 🙂 .
Za chwilę Święta, więc jeśli intensywnie myślisz o trafionym podarunku dla dziecka – swojego, czy też masz ukochaną siostrzenicę, bratanka, to z pewnością u każdego z tych dzieci ogromny uśmiech na twarzy wywoła pudło z jakimś zestawem Play-Doh. I wiedz, że ten pierwszy uśmiech to będzie dopiero początek wielkiej przygody i fascynacji tego młodego człowieka.
ZOBACZ JAK MY BAWIMY SIĘ z Play-Doh