Tym razem zabieramy Was w podróż do zimowego Sopotu, gdzie spędziliśmy niezapomniany weekend pełen kontrastów, smakowitych odkryć i ciepłych chwil spędzonych razem. Nasza paczka wyruszyła kolejny raz pociągiem do Trójmiasta, nie wiedząc jeszcze, jak wiele niespodzianek czeka nas po drodze.
Spis treści
Podróż pociągiem – początek przygody, z… przygodami 😀
Nasza przygoda rozpoczęła się już na dworcu kolejowym. Postanowiliśmy, że tym razem zrezygnujemy z samochodu na rzecz podróży pociągiem. Dla naszych dzieci sama jazda pociągiem jest już od kilku takich podróży nie lada atrakcją. Tym razem wybraliśmy kurs popołudniowy, a nie poranny żeby mieć więcej czasu na ogarnięcie się, co oczywiście nic nie dało bo i tak lecieliśmy na ostatnie sekundy, tylko po to by… na dworcu dowiedzieć się, że tym razem pociąg ma 68 minut opóźnienia :D. To w skali kilkunastu lat nasze pierwsze podrygi z podróżami koleją i jeszcze się uczymy i po prostu musieliśmy doświadczyć tego, że przecież pociąg też się czasem spóźnia by na przyszłość brać to pod uwagę 😀 – a przecież można to śledzić on-line na stronach PKP :). Nam na szczęście w żaden sposób nie popsuło to planów.
Naszą piątką zawsze zajmujemy cały przedział i to jest przefajne w tych podróżach pociągiem. Gabi zachwycała się zmieniającym się krajobrazem za oknem, Misia cały czas dopytywała, kiedy zobaczymy morze, a mały Kornel był tak podekscytowany, że trudno było go utrzymać na miejscu. Widok za oknem zmieniał się jak w kalejdoskopie – od miejskich pejzaży, przez pola pokryte. Obserwowanie świata z okna pociągu to zupełnie inne doświadczenie niż jazda samochodem – mieliśmy czas, by porozmawiać, pograć w gry (polecamy Kotełki, Dobble i IQfit) i po prostu nacieszyć się swoim towarzystwem i rozmowami, na które trudni znaleźć przestrzeń i skupienie na co dzień.
Riviera Residence, Molo Residence – ten sam adres, ale…
Po dotarciu do Sopotu, pierwszym punktem naszej podróży był apartament w Riviera Residence, który zarezerwowaliśmy w samym centrum miasta. Muszę przyznać, że trafiliśmy tam, po tym jak ostatnio zameldowaliśmy się w Molo Residence! Riviera Residence to nowoczesny kompleks apartamentowy, położony zaledwie 400 metrów od plaży i słynnego sopockiego molo. Dokładnie tak samo jak Molo Residence – bo to ta sama kamienica tylko dwie różne strony klatki schodowej 🙂 Sam widok budynku już zrobił na nas ostatnio super wrażenie – jego architektura idealnie wkomponowuje się w nadmorski klimat Sopotu, łącząc nowoczesność z elegancją.
Należy wiedzieć, że Molo i Riviera różnią się standardem – Molo to w pełni nowe apartamenty wykończone w najwyższej jakości hotelowej, Riviera to tradycyjne mieszkania, mające na sobie ślady przeszłości, oczywiście jest czysto, ciepło, schludnie ale jest to oferta tańsza właśnie z tego względu, że nie ma tego standardu estetycznego i np. u nas nie było zmywarki.
Świetny był balkon z widokiem na okoliczne kamienice i dalej na dachy i wieżę kościoła. Mimo zimna i deszczu, spędziliśmy tam sporo czasu, wdychając morskie powietrze i podziwiając panoramę miasta.
Ogólnie czy Rivierę, czy Molo polecamy ze względu na fajna obsługę, wyposażone kuchnie, LOKALIZACJĘ – ścisłe centrum – wychodzisz i jesteś na Monciaku. A to czy wolisz zapłacić ciut więcej i mieć poczucie luksusu, czy też przeznaczyć mniej na nocleg i spać bardziej tradycyjnie to decyzja do rozważenia :).
Dzień pierwszy – wichura i deszcz
Nasz pierwszy dzień w Sopocie przywitał nas… fatalną pogodą. Silny wiatr i momentami naprawdę ulewny deszcz. Ale czy to powód do zmartwień? Nie dla nas!
Zawsze idziemy na powitalny spacer, niezależnie od pogody, czasem tylko pozwalamy dzieciakom zostać w pokoju, jeśli rzeczywiście są zmęczeni a pogoda nie zachęca :). Uzbrojeni w parasole i kurtki przeciwdeszczowe, wyruszyliśmy na Monciak. Mimo nieprzyjaznej aury, ulica tętniła życiem. Kolorowe witryny sklepów i przytulne kawiarnie kusiły, by się w nich schronić. Wpadliśmy do jednej z nich właśnie tylko we dwoje – włoska Bene Pasta Bar, co prawda tym razem tylko na deser, ale wiem, że wrócimy tam na obiad czy kolację na pewno – mistrzostwo!!!
Dzień drugi – słońce i niespodzianki
Kolejny dzień przywitał nas zupełnie inną aurą. Słońce świeciło jasno, a po wczorajszej ulewie nie było śladu. Ta zmiana pogody wprawiła nas wszystkich w doskonały nastrój. Po śniadaniu w apartamencie (doceniliśmy w pełni wygodę posiadania własnej kuchni!) ruszyliśmy na wizytę do Ewy – matki osteopatki, bo to był nasz główny cel wyjazdu. Po dwugodzinnej wizycie przyszedł czas na spacery!
Nasz spacer rozpoczęliśmy od Monciaka. Ulica w zimowej scenerii wyglądała bajkowo. Gabi i Misia zachwycały się wystrojonymi na świąteczno-zimowo witrynami sklepów – ale najbardziej tą walentynkową w Flying Tigerze :), a Kornel nie mógł oderwać wzroku od ulicznych artystów, którzy mimo chłodu umilali przechodniom czas swoimi występami.
Dotarliśmy aż do molo, które zimą ma swój niepowtarzalny urok. Morze było wzburzone, a fale rozbijały się o pale konstrukcji, tworząc hipnotyzujący spektakl. Dzieci były zachwycone – nigdy wcześniej nie widziały morza w takiej odsłonie. Spędziliśmy dobre pół godziny, obserwując mewy szybujące nad falami i wdychając rześkie, morskie powietrze na końcu molo.
Po spacerze przyszedł czas na obiad. I tutaj czekała nas prawdziwa niespodzianka! Trafiliśmy do uroczej restauracji o intrygującej nazwie „Ni z gruszki, ni z pietruszki”. Już sama nazwa wywołała salwę śmiechu u dzieci, a wnętrze lokalu całkowicie nas urzekło.
Menu okazało się równie ciekawe jak nazwa restauracji. Znaleźliśmy w nim wiele tradycyjnych polskich dań, ale podanych w nowoczesny, czasem zaskakujący sposób. Gabi zdecydowała się na rewelacyjna jak się okazało żeberka, Misia wybrała burgera GRUCHA bo była opcja ZAMIANY BUŁKI NA BEZGLUTENOWĄ :), a Kornel… cóż, Kornel jak zwykle chciał szpagetti (jest w menu dziecięcym i zjadł kolejnego dnia – było naprawdę świetne) 😀 ale finalnie zdecydował się na mini burgera i wciął go w całości choć wcale taki mini nie był. Maria zjadła łososia a ja burgera klasycznego.
Obsługa restauracji zasługuje na osobną wzmiankę – byli nie tylko profesjonalni, ale też niezwykle mili i cierpliwi wobec naszej energicznej trójki.
Wieczorem, gdy wróciliśmy do apartamentu, zdaliśmy sobie sprawę, że czas naszego pobytu dobiega końca. Mieliśmy zaplanowany powrót na następny dzień w południe, ale pogoda była tak piękna, że postanowiliśmy spontanicznie przedłużyć nasz pobyt o kilka godzin. Okazuje się, że zmiana biletu lub zwrot w PKP to banalnie prosta sprawa, którą ogarnie się online w kilka sekund dosłownie 🙂
Ta decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Zyskany czas wykorzystaliśmy na jeszcze jeden spacer po Sopocie, ponowną wizytę w Ni z gruszki ni z pietruszki 😀 i odwiedziny w sprawdzonej już i niezmiennie bezbłędnej Mamma Mii z widokiem na morze i molo.
Nasz zimowy weekend w Sopocie okazał się pełen niespodzianek – od kapryśnej pogody pierwszego dnia po cudowne słońce dnia drugiego. Apartament w Riviera Residence sprawdził się jako nasza baza wypadowa podobnie jak ostatnio Molo Residence, zapewniając komfort i wygodę całej rodzinie. Sopot zimą pokazał nam swoje inne, nieco bardziej kameralne oblicze, ale nie mniej urokliwe niż latem.
Dzieci były zachwycone – Gabi nie mogła przestać opowiadać o małym shoppingu jaki zrobiła. Misia zakochała się w sopockich lodziarniach, które nawet zimą serwowały pyszne desery. Kornel natomiast… cóż, Kornel był najbardziej zadowolony z tego, że udało mu się znaleźć kilka ciekawych kamyków na plaży, które z dumą zabrał do domu jako pamiątki.
My, dorośli, doceniliśmy przede wszystkim możliwość oderwania się od codzienności, spędzenia czasu razem bez pośpiechu i stresu. Sopot zimą okazał się idealnym miejscem na taki relaksujący wypad – mniej tłoczny niż latem, ale wciąż pełen życia i atrakcji.
Wracając do domu, już planowaliśmy nasz kolejny wypad. Chyba już w marcu 😀 Jedno jest pewne – Sopot zostawił w naszych sercach ciepłe wspomnienia, do których na pewno będziemy wracać w chłodne, zimowe wieczory.
Na koniec, patrząc na uśmiechnięte twarze dzieci i czując przyjemne zmęczenie po tych dwóch intensywnych dniach, stwierdziliśmy, że takie spontaniczne wyjazdy to najlepszy sposób na budowanie rodzinnych wspomnień. Bo przecież nie chodzi o to, by mieć perfekcyjnie zaplanowane wakacje, ale o to, by cieszyć się wspólnie spędzonym czasem, niezależnie od pogody czy niespodzianek, jakie mogą nas spotkać.
Tak więc, drogi Sopocie – do zobaczenia wkrótce! Kto wie, może następnym razem odwiedzimy was w pełni lata, by przekonać się, jak smakują słynne sopockie lody na rozgrzanej słońcem plaży? Jedno jest pewne – nie możemy się już doczekać naszej kolejnej rodzinnej przygody w tym uroczym nadmorskim kurorcie.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.