Gabi indahaus!

Dziewczęta! Przepraszamy. Za brak relacji z wczoraj przepraszamy. Bo w domu już oboje redaktorzy a posta żadnego 🙂 No ale wybaczycie nam przecież bo wczoraj był pierwszy dzień w domu z Gabrielą. Jak łatwo się domyślić (a niektóre z Was same wiedzą) dzień był zakręcony, pełen wrażeń i za krótki, również dla naszej G., bo sprytnie przedłużała go ile się dało, ale o tym za chwilę. Nota bene wracając ze szpitala z dziewczynami spojrzałem na zegarek – tak orientacyjnie – która jest godzina, bo poczucie czasu w tym zamieszaniu to pierwsze co tracisz :), ale moją uwagę przykuła cyferka na datowniku zegarka… 13. No to ja już wiem, jaka cyfra jest moją szczęśliwą. Że na 100% żegnamy nasz 13. posterunek dowiedzieliśmy się  znienacka o godz. 9:00, wcześniej nikt z pewnością nie umiał przewidzieć, gdyż o tym ważyły wyniki CRP u Marii, na szczęście odnotowano znaczny spadek i można było wracać do domu, jednak z receptą na Augumentin dla dalszego podtrzymania kuracji antybiotykiem. Pożegnaliśmy się z oddziałami (położniczym i noworodkowym) „na słodko”. Nasze wrażenia i odczucia po tygodniowym pobycie w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Lesznie kazały nam tak zrobić – pełen profesjonalizm, kompetencja, ludzkie odruchy i uśmiech. Za ten ostatni szczególne podziękowania należą się młodszej położnej Pani Ewelinie (niestety nie pamiętam nazwiska).

W domu Marię przywitała mała niespodzianka, zwyczajem z zagranicy, mama Marii z siostrą Zuzanną (tak, tą samą od mojej imprezy niespodzianki-pępkowego), przystroiły balustradę balkonu ciuszkami Małej, balonikami i kolorowymi pieluszkami. Ja miałem w bagażniku wcześniej kupiony tort, a w domu rozbrzmiewał jakże uroczy utwór

jak widać i słychać, radosna twórczość naszych sąsiadów zza Odry, oczywiście imported by Teściowa 🙂

Powitalna kawka, ulubiony tort Marii Tiramisu z cukierni U Kowolki, no i kiedy goście nas opuścili, mogliśmy cieszyć się byciem we Troje. Nie długo :), wieczorkiem zawitał do nas Dziadek Gabrysi, znów kawka ciasto, Grant’s na dwie nóżki (dla Dziadka to też debiut w nowej roli). Z tego wszystkiego Gabrysia pierwszego dnia w domu miała prawdziwy dzień dziecka – nie było kąpielki! 🙂 Za to jedzonka i spanka było pod dostatkiem.

Zdjęcie – pytanie: „gdzie jest Gabi”

Jak widać Gabriela zdążyła już zaanektować należną (bądź nienależną) jej część łóżka rodziców, ale tak ślicznie wyglądało to tylko w dzień.

Zdjęcie – odpowiedź: „no tu”

 

NOC.

Noc to pora snu i jako taka zaczęła się (ekhm… miała się zacząć) dla nas ok. 23, no ale jak wiadomo, przyzwyczajenia z  życia prenatalnego naszej Córki wygrały i byliśmy właśnie o tej porze pełni aktywności – oglądaliśmy, gadaliśmy, radia słuchaliśmy. Około północy mogliśmy spokojnie się położyć, i kiedy wpadałem w NREM fazę snu, Gabi powiedziała coś w rodzaju „tata wstawaj natychmiast!”. Maria nakarmiła, ja przewinąłem, nosiłem do odbicia, masowałem, żeby ulżyło, opowiadałem historie, sprawdzałem – ciepło czy gorąco, przewijanie drugi raz, a może położymy na brzuszku, pobujamy w ramionach… no i tak przez godzinę. FOTELIK! Ok 1:00 wpadłem na to żeby Małą pobujać w foteliku. Podziałało. Z małym mankamentem – każde zaprzestanie bujania to początek wybudzenia! Aaaaaaa, będę tak siedział całą noc i bujał!!! No więc mama spała w sypialni, a tata z Gabi w jej pokoiku na łóżku, obok łóżka Gabi w foteliku i z tego co pamiętam co pół godziny budziło mnie kwilenie Córci – „tata, nie bujasz – BUJAJ!” no to buju-buju i dalej oko na wpół zamknąć by za 30 minut powtórka. Tak do godz. 6:00, kiedy do pokoju weszła Maria z miną „WTF?!” :))), bo ją z kolei obudziła nadprodukcja pokarmu 🙂 – się normalnie wylało. Ja wówczas półprzytomny i „połamany” dawaj nogę do wyra w sypialni i spać, spać spać… „aż” do ósmej…, bo tata oprócz zmian nocnych ma jeszcze pełen etat w dzień :). Cały dzień „na wstecznym”. Po pracy do Rossmanna, Apteki, Biedronki i po jakiś obiad. A w domu tak jak sobie obiecałem – popołudniowa drzemka! Córa chyba wiedziała, że w nocy narozrabiała i sowicie tacie to wynagrodziła – po raz kolejny błogo po karmieniu zasnęła mi w ramionach – zostaliśmy na tym przyłapani przez mamę Gabrieli.

Teraz kiedy to piszę, jestem znów po godzinnej sesji usypiania Gabiszonka, nie obyło się bez szukania porad na forach, pytania na fejsbuku, pierwszych prób ze smokiem. Aktualnie Gabi śpi na moich kolanach w rożku – i to chyba był klucz – o którym trochę zapomnieliśmy (no ale mamy za sobą dopiero dwa dni wspólnych doświadczeń). Noworodek lubi kiedy jest przytulnie, ciepło ciasno, myślę, że nawet gdybym teraz odłożył to Małe Zawiniątko do łóżeczka to nie poczułaby zmiany. Ale po co? Bycie tatą (choć momentami strasznie trudne) jest piękne.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.