Zawsze idę za kobietą. Ekskluzywny wywiad z Jeannette Kalytą

Zawsze idę za kobietą…

Rozmowa z Jeannette Kalytą, najpopularniejszą położną w Polsce prowadzącą w Warszawie Szkołę Narodzin „Jeannette” oraz autorką książki „Położna. 3550 cudów narodzin”. To wyjątkowe wydawnictwo trafi na rynek już za parę dni, 15 stycznia 2014 roku.

Maria Wolna-Pasek: Kiedy zaczęła Pani pisać książkę?

Jeannette Kalyta: W drugi dzień Świąt Wielkanocnych 2013 roku, a skończyłam na początku lipca. Nie korzystałam z żadnych notatek. Po prostu usiadłam i napisałam, ale tak chyba jest z ludźmi spod znaku panny. Jestem sumienna, jak coś zaczynam, nie spocznę aż skończę.

Myślę, że tę książkę można rozumieć na różnych płaszczyznach. Mam też nadzieję, że w każdym człowieku, będzie poruszać inne emocje. Widzę jej wielopłaszczyznowość, ale wszystko zależy oczywiście od poziomu wrażliwości czytelnika.

Maria: Skąd pomysł na jej napisanie?

Jeannette: Dwudziestopięciolecie pracy zawodowej to świetny czas na podsumowania.
Zdałam sobie sprawę, że położnictwo to całe moje życie, więc spróbowałam napisać książkę, chociaż na początku nie wiedziałam jaka ona będzie. Niejednokrotnie proszono mnie o przygotowanie poradnika dla kobiet w ciąży. Cóż, nie lubię czytać poradników, więc zastanawiałam się dlaczego miałabym go napisać.

Zaczęłam pisać po swojemu, tak po prostu, od serca. Książka ostatecznie została zakwalifikowana przez wydawcę jako biografia. Ale czy faktycznie nią jest? Moim zdaniem nie jest to typowa biografia, lecz pomieszanie gatunków, z reportażem i beletrystyką włącznie. (śmiech)

Maria: Może nie do końca, chociaż rzeczywiście są w niej fakty z Pani życia. Ale przede wszystkim w książce jest wiele historii ludzi i porodów. Czytając egzemplarz recenzyjny, sama nie mogę się doczekać swojego drugiego porodu. To jest bardzo wzruszające.

Jeannette: To co Pani mówi jest balsamem na moje serce. Takie było moje założenie, obudzić w kobietach ten niezwykły płomień, który daje im wiarę, że są w stanie przejść przez poród. Przecież, mają za sobą doświadczenie i siłę miliardów kobiet, które rodziły i nadzieję wszystkich tych, które rodzić będą. W tym wszystkim, niezwykle ważna jest świadomość, że istnieje osoba, która będzie jej towarzyszyć w tej drodze, to położna.

Jakub: Czy takie powiązanie emocjonalne z rodzącą nie obciąża?

Jeannette: Na pewno trochę tak, patrząc na to w ten sposób, wszystkie relacje nas obciążają, rodzinne też. Chodzi o to, żeby być po prostu dobrym człowiekiem i nie ważyć i dzielić – dać każdemu tyle samo, pochylić się nad każdym jednakowo, serca wystarczy dla wszystkich.

Maria: W takim racjonalnym podejściu z pewnością pomaga Pani medytacja, której się Pani poddaje?

Jeannette: Rzeczywiście praktykuję medytację zen, a dwa razy w roku staram się uczestniczyć w kilkudniowych sesjach wyjazdowych – to pozwala mi zresetować umysł. Samo bycie w ciszy, nie odzywanie się do nikogo przez kilka dni jest już ciekawym doświadczeniem, kiedy codzienność wymaga od nas dokładnie czegoś odwrotnego. Ten czas jest tylko dla mnie, pomaga mi naładować baterie.

Maria: Od czterech lat nie przyjmuje Pani porodów w domach. Jaki był powód tej decyzji?

Jeannette: Podjęłam ją między innymi z uwagi na logistykę. Bywało, że dwie kobiety zaczynały rodzić prawie równocześnie. Trudno być w dwóch miejscach na raz; przy porodzie w domu i w szpitalu. Obecnie w Warszawie jest kilka położnych przyjmujących porody w domu, które wspierają się w podobnych sytuacjach, nawarstwiającej się pracy. To duży komfort dla rodzącej i położnej.

Maria: Porody domowe są teraz coraz popularniejsze…

Jeannette: To prawda, ale nie chciałabym by porody w domu były wynikiem mody czy trendu. W domu może rodzić kobieta, u której ciąża przebiegała fizjologicznie, ma dobry kontakt ze swoim ciałem, jest przekonana o swojej decyzji, poczucie bezpieczeństwa ma w sobie i ufa swoim instynktom. Jeżeli dla rodzącej, poczucie bezpieczeństwa to świetnie wyposażona sala operacyjna i OIOM noworodkowy to decyzje nasuwają się same.

Jakub Pasek: My mieliśmy możliwość rodzić w wannie, ale nasz szpital w Lesznie podchodził do tego rozwiązania z dystansem.

Jeannette: Poród w wodzie wymaga od położnej odpowiedniej wiedzy i doświadczenia, przyjmuje się go inaczej niż klasyczny, na lądzie. Noworodka wyjmuje się z wody w taki sposób, by przed główką nie wynurzyła się żadna inna część jego ciałka.
Gdy główka dziecka jest pod wodą, a np. nóżki nad powierzchnią, szok termiczny może spowodować wywołanie odruchu oddechowego poprzez rozprężenie płuc. Woda zalewa płuca itd.

Jakub: Nasze położne stwierdziły, że były szkolone w tym kierunku, ale nie chcą na siebie brać tej odpowiedzialności.

Jeannette: Postąpiły bardzo słusznie i odpowiedzialnie.

Maria: Skąd u Pani zwrot w tym kierunku – rodzenia po ludzku, podejścia z emocją, empatią?

Jeannette: Żaden zwrot, zawsze szłam w tym kierunku. Dotykam w swojej pracy tak intymnych obszarów ludzkiego życia, że nie wyobrażam sobie innego podejścia. Przede wszystkim szacunek i empatia dla drugiego człowieka, mam na myśli nie tylko rodzącą lecz również noworodka.

Inspiracją była dla mnie zdecydowanie książka Fredericka Leboyera Narodziny bez przemocy, którą czytałam na początku mojej drogi zawodowej. Przez wiele lat przyjmowałam porody naturalne, z minimalną ingerencją medycyny. Pracując obecnie w szpitalu nie mam do czynienia tylko z fizjologią. Czy kobiety poddawane indukcji (wywołaniu) porodu wiele dni po terminie, czy te rodzące w znieczuleniu zewnątrzoponowym nie mogą mieć wspaniałego porodu, który będą dobrze wspominać? Na pewno mają do tego prawo a ja im w tym pomagam.

Jakub: Czy można powiedzieć, że mając na uwadze środowisko zawodowe – tą książką włoży Pani kij w mrowisko?

Jeannette: To nie było moim zamiarem, ale skoro tak się stanie, to znaczy, że w tej dziedzinie jest jeszcze wiele do zrobienia, więc róbmy. Podejście zaczyna się już na poziomie nazewnictwa. Wolę zwrot podopieczna niż pacjentka– pacjent kojarzy mi się z chorobą, ale skoro jesteśmy w szpitalu, a w szpitalu są pacjenci, chyba nie uda się tego przeskoczyć. Podobnie z głęboko zakorzenionym zwrotem „odebrać poród” – ja wolę przyjmować porody. Przyjmuję i witam nowe życie, nikomu niczego nie odbieram.

Jakub: Spodziewa się Pani – stosując terminologię z naszego podwórka – blogosfery: hejtu?

Jeannette: Cóż, jak zwykle, będą zwolennicy, będą i przeciwnicy. Jestem w dobrej sytuacji, że wszystko co opisałam jest prawdą, a prawda zawsze się obroni. Przez wiele lat towarzyszyłam kobietom w porodach, podpatrywałam z jaką pokorą przyjmują ból porodowy, byłam świadkiem budzenia się instynktów, których kobiety nawet sobie wcześniej nie uświadamiały. Trudno kwestionować mądrość natury.

Jakub: A środowisko?

Jeannette: Książka być może jest niekonwencjonalna, ale poparta wiedzą merytoryczną. Nie musiałam przy pisaniu jej obkładać się bibliografią. Pisałam o moim życiu i zdobywaniu doświadczenia. To wymaga odwagi, bez niej nic nie udało by mi się napisać.

Maria: Dla kogo finalnie ona jest, kto ma być odbiorcą książki?

Jeannette: Chciałbym, aby była także dla mężczyzn, ale przede wszystkim jest dla kobiet planujących potomstwo, będących w ciąży, tych które niedawno urodziły i tych, którym przyszło rodzić w trudnych czasach PRL-u. Mam nadzieję ,że te panie z pewnością chętnie po nią sięgną, bo doskonale pamiętają przedmiotowe traktowanie i ówczesne warunki szpitalne. Chciałam pokazać, wielopoziomowość zawodu położnej. To nie tylko rzemiosło, przy właściwym podejściu można dostrzec w nim wiele duchowości.

 





Maria: Traktuje Pani zawód jako misję?
Jeannette: To chyba za duże słowo, czuję się nie swojo używając go, ale skoro pracuję w tym zawodzie przez tyle lat… ?

Maria: Ja książkę przeczytałam raz, ale chcę ją poznać jeszcze raz, czuję niedosyt

Jeannette: Słyszę od wielu osób, że właśnie czytają ją drugi raz, mam nadzieję, że za piątym razem też będzie można wyczytać z niej coś nowego. (śmiech)

Jakub: W jakimś wywiadzie z Kasią Nosowską ona stwierdziła, że pamięta moment swojego przyjścia na świat. Czy człowiek potrafi sięgnąć pamięcią do czasu swojego porodu? 

Jeannette: Są różne techniki, by powtórnie przejść swoje narodziny, rzeczywiście jest to możliwe. Dzisiejsza wiedza mówi nam o tym, że między innymi sposób w jaki przychodzimy na świat, determinuje nasze przyszłe życie. – np. w Waszym przypadku, córeczka zasmakowała porodu naturalnego, a następnie została urodzona poprzez cięcie cesarskie, zrobiono coś za nią. Może więc mieć problemy w z kończeniem podjętych działań. Świadomi tego faktu rodzice, mają możliwość ingerencji w odpowiednim momencie , aby wzorzec się nie utrwalił. Jak się okazuje okoliczności poczęcia i narodzin mają ogromny wpływ na naszą osobowość i determinują nasze zachowania. Uczę się terapii czaszkowo-krzyżowej, to jedna z wielu technik, w której można uwolnić z ciała wiele zapisów związanych także z porodem. Jedna z uczestniczek w trakcie terapii, wręcz miała poczucie, że krztusi się wodami płodowymi, rzeczywiście miała bardzo trudny poród.

Maria: Czytałam w Pani książce, że ma Pani kontakt z dziećmi noszonymi jeszcze w brzuchu. Kiedy Pani po raz pierwszy to odczuła?

Jeannette: Pytanie zabrzmiało poważnie, ale zapewniam, że w tym nie ma żadnej magii. To kontakt pozawerbalny którym wszyscy posługujemy się na co dzień. Rodząca nic nie mówi a ja wiem, że ona właśnie prosi mnie o podanie wody. W ten sam sposób czuję strach dziecka owiniętego pępowiną.

Jakub: Ja mam pytanie dotyczące naszego przypadku. Nasz poród zakończył się cc – jak wygląda kwestia drugiego porodu – czy obligatoryjnie jesteśmy „skazani” na cc?

Jeannette: Absolutnie nie! U Was sytuacja jest wręcz idealna, wiele godzin porodu za Wami, ciało kobiety to pamięta. Jest ogromna szansa, że kolejny poród uda się drogami natury. Bezpieczna jest co najmniej dwuletnia przerwa miedzy porodami, ze względu na bliznę operacyjną.

Jakub: Jak się Pani zapatruje na kwestię znieczuleń przy porodach? 

Jeannette: Nie jestem ani ich przeciwniczką ani zwolenniczką. Każda kobieta jest inna i każda ma prawo wyboru. Do mnie należy wyposażyć ją w rzetelną wiedzę. Powinna wiedzieć na co się decyduje lub z czego rezygnuje. Wybór należy do niej.

Jakub: Będę drążył dalej pytaniami z naszych doświadczeń – herbata z liści malin. Czy to ułatwia poród?

Jeannette: Jeżeli chodzi o liście malin, to rzeczywiście kiedyś je polecałam, ale zauważyłam że nie przekładało się to na spektakularne efekty rozwierania się szyjki macicy.

Maria: A co z kroczem? Masaż krocza?

Jeannette: Masaż jak najbardziej może pomóc, ale nie ma tu zasady, czasem nacięcie jest niezbędne! To zależy od wielkości dziecka, jego kondycji i oczywiście elastyczności krocza. Ale podkreślam – to jest kwestia indywidualna. Nic nie jest czarne albo białe. Nie można jednoznacznie powiedzieć czy lepsze jest samoczynne duże pęknięcie czy nacięcie. Ale mam wybierać? – ocalić krocze czy przyjąć dziecko na 2 w skali Apgar?

Jakub: Właśnie, niedawno przeczytałem, że popularna skala Apgar ma zostać zmieniona. Co w niej jest nie tak?

Jeannette: Dzieci zdrowe, łatwo jest ocenić, w przypadku dzieci urodzonych w wstanie średnim i ciężkim,obecna skala nie do końca umożliwia odzwierciedlenie ich stanu, ale to nie jest sprawa położnych. Póki co oceniamy według skali Apgar, jeśli nastąpią zmiany to je przyjmiemy.

Maria: Z pytań od czytelniczek: co Pani sądzi o wywoływaniu porodu oksytocyną?

Jeannette: Fantastycznie jeżeli poród zaczyna się sam, to znak, że dziecko i matka są gotowe. Oczywiście, zdarza się kiedy jesteśmy zmuszeni ingerować i poród wywoływać przez podłączenie Oksytocyny w kroplówce lub pompie infuzyjnej. Najczęściej ma to miejsce gdy mija 41tydzień lub gdy ciążę należy ukończyć wcześniej z powodu różnych patologii ze strony matki lub dziecka. Chodzi np. o nadciśnienie u matki, ograniczenie przepływów łożyskowych w krwi pępowinowej, itd. Och, przepraszam za medyczny język. W szpitalach krajów Europy zachodniej, procedury związane z ambulatoryjną opieką kobiety ciężarnej są zupełnie inne. Dopiero po 42 tygodniu, szpital zaczyna zapraszać ciężarne na wizyty kontrolne.

Przy naszej mentalności, w Polsce, to nie przejdzie…(śmiech)

Jakub: Należałoby to zmienić?

Jeannette: Myślę, że nasze społeczeństwo nie jest na to gotowe, a szpital nie weźmie na siebie takiej odpowiedzialności. Termin porodu jest wpisany w kartę ciąży i naprawdę wiele kobiet wierzy, że urodzi właśnie w tym dniu. Zdarza się, że ciężarna dzień po terminie zgłasza się do szpitala, domagając się wywołania porodu. Z rozrzewnieniem wspominam opowieści mojej babci Józefy, która mówiła:

Gdy kobieta zachodziła w ciążę po wykopkach, rodziła na żniwa – tak był określany porodu termin. Tak naprawdę, nie da się go precyzyjnie wyliczyć żadną metodą. Nawet dzieci z in-vitro gdzie znamy dokładnie dzień zapłodnienia rodzą się w różnych terminach.

Maria: A czy oksytocyna wpływa na bolesność skurczy.

Jeannette: Ha, no właśnie, o tym często mówią kobiety po pierwszym porodzie, a skąd one mogą wiedzieć jak bolesne są skurcze bez oksytocyny, skoro nie mają porównania? Te kobiety, które doświadczyły porodu w dwóch opcjach mogą powiedzieć więcej na ten temat, ale każdy poród jest inny, najlepiej nie klasyfikować i nie porównywać.

Maria: Czy zna Pani nazwisko Ina May Gaskin?

Jeannette: Oczywiście, to ciekawa postać, gościła u nas na Żelaznej, wysłuchałam też jej wykładu na konferencji dla położnych we Wrocławiu. To starsza Pani, przyjmowała porody w komunie hipisowskiej w latach 70. nie będąc położną. Dopiero później uzupełniła wykształcenie medyczne. Korzystamy w praktyce położniczej z jej doświadczeń, choćby pomoc przy rodzeniu się zaklinowanych barków, metodą opatentowaną jej nazwiskiem. Jestem pod dużym wrażeniem Iny May Gaskin i mam olbrzymi szacunek do jej wiedzy i doświadczenia.

Maria: Czy nastolatki rodzą szybciej i łatwiej?

Jeannette: I tak, i nie. Wiemy jak ważny jest aspekt psychologiczny w przebiegu ciąży i porodu. Trudno założyć, że 16 latka planowała ciążę w tym wieku, ale z drugiej strony w wydaniu dziecka na świat pomaga jej silne, elastyczne ciało.

Jakub: A poród po trzydziestce?

Jeannette: Po trzydziestce? To żaden wiek, teraz mówi się o porodzie po czterdziestce. Moim zdaniem liczy się wiek biologiczny, a nie metrykalny. Zdarzają się kobiety, które rodzą mając 28 lat a wyglądają na ponad 40.Częściej bywa odwrotnie, dzisiejsze kobiety dbają o ciało, czują się młodo. A tak naprawdę wszystko zależy od piękna ich duszy .

Jakub: Znów wtrącę z własnych doświadczeń: zanik tętna płodu – jakie mogą być tego przyczyny?

Jeannette: Jak coś znika, to się już nie pojawia. Rozumiem, że chodzi Panu o zaburzenia w tętnie płodu. Dziecko w ten sposób sygnalizuje nam swoją niewygodę a nawet zagrożenie, najczęściej ma to związek z uciskiem pępowiny. Z kolei przy pełnym rozwarciu szyjki macicy, gdy główka wpasowuje się w kanał rodny zdarzają się fizjologiczne zwolnienia tętna, które szybko się wyrównują. Spowodowane są gwałtowną adaptacją kości czaszki do kanału rodnego. Przy braku stabilizacji tętna dziecka, zapada decyzja o cięciu cesarskim. Chcemy by urodziło się dobre dziecko.

Jakub: O! Właśnie – dobre dziecko – czy to określenie funkcjonuje w waszej zawodowej nomenklaturze, bo tak też mówiła jedna z położnych podczas naszego porodu.

Jeannette: Tak , to skrót myślowy. Dobre dziecko to 8–10 pkt. Apgar, czasem nie zdajemy sobie sprawy jak to może zabrzmieć. A rzeczywiście ktoś z zewnątrz może pomyśleć, że mówimy o grzecznym dziecku.

Maria: Czy krótkowzroczność niesie za sobą jakieś ryzyko podczas porodu siłami natury?

Jeannette: Gdy kobieta jest po konsultacji okulistycznej, dno oka jest bez zastrzeżeń, nie ma żadnych przeciwwskazań do porodu siłami natury. Podczas wielu lat mojej praktyki zawodowej, nie spotkałam się z odklejeniem siatkówki w trakcie porodu. Wiele kobiet z dużą krótkowzrocznością pięknie rodzi swoje dzieci.

Wydaje mi się, że czasami, same kobiety na siłę szukają przeciwwskazań do porodu naturalnego, znajdując je u okulisty bądź psychiatry. Porodu nie da się zamienić na cięcie cesarskie, to nie to samo. Cięcie to operacja, z wszystkimi jej konsekwencjami. Traktujmy je jako wyjście awaryjne przy zagrożeniu życia dziecka lub matki.

Maria: Czy każdy z porodów naturalnych, które Pani przyjmowała, był bolesny?

Jeannette: Każda z nas pewnie chciałaby urodzić bez bólu – to znak naszych czasów. Bólu głowy pozbywamy się jedną tabletką to dlaczego musimy cierpieć w trakcie porodu. Trudno być może kobiecie to zrozumieć, ale ból jest ważny, jest jednym z praw natury. W czasie długich lat pracy zdarzyły mi się może trzy bezbolesne porody, ale to nie jest normalne i nie ma się z czego cieszyć. To oznacza, że coś w kobiecie nie zadziałało, kobieta nie powinna rodzić nawet o tym nie wiedząc, to niebezpieczne dla dziecka.

Maria: Jak zapatruje się Pani na rolę partnera przy porodzie?

Jeannette: Nikt nie zna kobiety bardziej niż jej partner, ale nie zawsze jest to idealne rozwiązanie. Pamiętajmy, że pomiędzy partnerami musi być obopólna zgoda na wspólny poród . To naprawdę ważne, obie strony muszą tego chcieć.

Maria: Czy Pani zdaniem warto w ogóle przygotowywać plan porodu?

Jeannette: Jestem temu przeciwna, lepiej po prostu porozmawiać z położną o sprawach, które są dla rodzącej ważne. Plan porodu przygotowany na kartce wygląda jak plan roszczeń, kobieta bezwzględnie nie życzy sobie; nacinania krocza, podawania oksytocyny, kleszczy, cięcia cesarskiego itd. Porodu nie można zaplanować, bo jeśli coś się komplikuje, taki plan rozsypuje się jak domek z kart, tego nikt nie przewidzi. Wtedy bezlitośnie wkraczają procedury medyczne i wygląda na to, że wszystko jest dokładnie odwrotnie niż kobieta sobie zaplanowała. Czuje się pokonana przez medycynę.

Maria: Szkoła rodzenia. Jaki jest z kolei sens takiego przygotowania się przyszłych rodziców?

Jeannette: Oczywiście, że warto, chociaż z tego co słyszę, szkoły są różne. Czasami kursanci zanim znajdą właściwą dla siebie szkołę, trafiają różnie. Opowiadają, że ktoś przyszedł , coś tam przeczytał z kartki i na tym polegają całe zajęcia. To stracone pieniądze, jeżeli szkoła jest bezpłatna, to także czas.

Mam taką radę: najlepiej wcześniej przeprowadzić wywiad środowiskowy, zapytać znajomych, do jakich szkół chodzili oraz czy byli zadowoleni. Taka recenzja jest bardzo ważna. Nie wybierajmy szkoły kierując się wyłącznie odległością od domu, kierujmy się jakością i opinią. Warto iść do szkoły choćby po to, by przygotować się na zmianę jaka nas czeka, by oswoić nienazwany, irracjonalny lęk przed porodem, nauczyć się pielęgnować czy karmić dziecko. Spotkania stanowią nieocenioną grupę wsparcia, co widać w mojej szkole narodzin, zwłaszcza w kuchni w czasie przerw pomiędzy wykładami. … (śmiech)

Maria: Ile czasu należy spędzić w szkole rodzenia?

Jeannette: U mnie jest siedem spotkań po trzy godziny, raz w tygodniu, panowie nie chcą przychodzić dwa razy w tygodniu, nie mają czasu (śmiech). Ważne, by od zakończenia szkoły do terminu porodu pozostał przynajmniej miesiąc.

Maria: To tyle od naszych czytelniczek. Wróćmy na koniec do książki: czy traktuje ją pani jak – nomen omen – dziecko, zależy Pani na jej szczególnym odbiorze?

Jeannette: Oczywiście, że tak. To moje dziecko. Urodziło się i już będzie ze mną na zawsze. Koleżanka zapytała mnie:– Czy jesteś pewna, że chcesz o tych rzeczach pisać? Przyznaję, nie wiedziałam o co jej chodzi? Przecież tak wygląda życie; łzy, ból, rozczarowanie, ale też radość, śmiech i miłość.

Maria: Co Pani książka ma powiedzieć czytelnikowi?

Jeannette: Mówi o „tych rzeczach”. Mam nadzieję, że poruszy serca czytelników i zadziała jak efekt kuli śniegowej. Wierzę, że to możliwe.

Maria i Jakub: Dziękujemy za fascynującą rozmowę i niesamowite spotkanie.

Rozmawiało się świetnie, musieliśmy kończyć, bo jak to w tym zawodzie bywa – cały wywiad odbył się w atmosferze czekania na „alarm” – po pierwszym sygnale z początku spotkania o rozpoczęciu akcji porodowej… A tuż przed naszym wyjściem Pani Jeannette odebrała telefon: „no co tam, rodzicie?” 🙂

Położna. 3550 cudów narodzin. I już plus jeden, z tamtego dnia.

 

 

A już za parę dni na Oczekujac.pl możecie spodziewać się wyjątkowej niespodzianki od Wydawnictwa 🙂

 

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.