Tak nam dobrze bez telewizora w domu, że aż go sobie kupimy!

Nie mamy w domu telewizora. Od trzech lat. I bardzo nam z tym dobrze. Dlatego w najbliższym czasie planujemy kupić jakiś nieduży ledowy ekranik. Cooo?

 

Bez telewizora i bez telewizji nam dobrze, aż za dobrze. Powoli przestaje nam się podobać – jest tak dobrze. Nie odczuwamy potrzeby posiadania i używania telewizora bo mamy komputery. Każdy swój. Wiecie jak wyglądają nasze wieczory ostatnio? Po odprawieniu Młodej do spania zasiadamy ok. godziny 20 przy naszym super biurku w naszej wypasionej pracowni :), przed naszymi wypasionymi sprzętami, na przeciw siebie i nawet moglibyśmy resztę wieczoru patrzeć sobie głęboko w oczy.

Moglibyśmy… gdyby nie to, że kiedy spojrzę w kierunku Marii to widzę nie jej twarz a wielkie nadgryzione jabłko, które widnieje na plecach jej komputera. I kiedy tak napotykam to jabłko, prędko i pokornie spuszczam wzrok w klawiaturę mego ultrabooka i ewentualnie zagaduję moją żonę na… czacie FB, która siedzi metr ode mnie i w sumie mogę ją posmyrać moją stopą po jej stopie pod biurkiem. Czasem też spotkamy się niczym dobrzy znajomi w jakimś wątku na fejsbuczku, który akurat szczęśliwie wspólnie komentujemy.

Bywają dni, kiedy nie poddam się tak łatwo i mimo iż nie widzę oblicza mej kobiety, jedynej, wybranej to zagadam – to wtedy, kiedy już przeczytam cały wykop.pl, obejrzę kilkanaście śmiesznych video na YT, przescrolluje pincet razy walla FB… A nuż zawadiacko wykuknie zza wielkiego 21 calowego minitora i zapyta: słucham, kochanie. I tak zagaduję: Marysiu, a widziałaś  ostatnio te dwie planety po zachodzie słońca? I czekam aż się odezwie. Cisza. Więc to ja zapuszczam żurawia i patrzę co u niej – a ona ze swoimi białymi słuchawkami w uszach… Aha… No to pogadaliśmy, nawiązaliśmy kontakt, pogłębiliśmy relację…

I w sumie stan taki był dla mnie naturalny i do zaakceptowania, kiedy pracowałem na etacie – nie miałem  innego czasu w ciągu doby niż noc, na to by usiąść do kompa i ogarnąć wszelkie sprawy blogowe. Ale teraz, kiedy siadam do pracy w sieci o 8 rano i odchodzę od lapka o 16, z małymi przerwami w trakcie, to nie widzę uzasadnienia by jeszcze pół nocy spędzać przy monitorze i nad klawiaturą… Ewentualnie godzinka na ogarnięcie wieczorne socjali i… no właśnie i… co?

Blogując i żyjąc w sieci, dzieje się tak, że zawsze jest coś ważnego do przeczytania, odpisania, zobaczenia… Żyjemy blogiem na 100% bo to też nasza pasja, nie tylko praca i obowiązek. Ale źle się dzieje kiedy następuje tak mocna dysproporcja w ilości poświęcanego czasu na pasję-pracę versus inne aktywności życiowe 🙂

I jakiś czas temu Maria zarządziła: najpóźniej o 21:30 zbiórka na kanapie w stanie osobowym: Jakub i Maria. Okeeeeej, mówię – dobry pomysł! I projekt wdrożyliśmy w życie. Na 3, może 5 dni… Raz się obsunęło z usypianiem Gabi, raz byliśmy gdzieś wyjechani i wróciliśmy już nawet po 21:30, raz było coś pilnego na mejlu… I cały misterny plan w pizdu!

I dlatego potrzebujesz telewizora? Żeby zbliżyć się do siebie w małżeństwie? Tak! Wyjście do kina, kiedy ma się dziecko i nie ma go z kim zostawić jest po prostu niemożliwe a kiedy jeszcze byliśmy tylko we dwoje to takie romantyczne wieczorne kina były dla nas codziennością i oderwaniem od niej – właśnie nic innego tak łatwo nie przenosi w inną rzeczywistość jak fabuła dobrego filmu. I dziś potrzebujemy jakiegoś motywatora do oderwania się od komputerów a kilkanaście zafoliowanych jeszcze DVD – kupionych i nigdy nie obejrzanych – samo się nie obejrzy! To raz.

Dwa. Będąc w hotelach, jeśli zmieniarki (jak mawiała Babcia Kiepska) nie zdominuje Gabriela to od razu pozwalam sobie włączyć TVP Kultura lub Historia, a jeśli do tego jeszcze jest Kino Polska i naprawdę nie raz już bolało mnie kiedy widziałem jak dobre pozycje mnie omijają przez to, że kiedyś obraziłem się na papkę lejącą się z innych kanałów i wywaliłem TV ganz przez okno po czym za kable pociągnąłem go na skup złomu!

Trzy. To właśnie film, który będzie nadawany w TV o konkretnej wieczornej godzinie, lub który kupię na Orlenie, w Biedronce, czy jakim tam Media Expercie (podobno ostatnio WŁĄ-CZY-LI NI-SKIE-CEEE-NYY – tak słyszałem 😛 ) będzie dla mnie najlepszym motywatorem, żeby rzucić odpowiednio wcześnie klawiaturę w kąt i pójść na tę kanapę, poprzytulać się z żoną, znów przypomnieć sobie trzymanie się za rękę przy smutnych scenach :), i ten błysk w oku przy TYCH scenach :P.

 

Do tego jakaś miła przekąska, winko (wtedy oczywiście bez seksu, bo przecież po pijaku się nie liczy!) a jeśli akurat nie znajdę korkociągu, to wiadomo… i poczujemy od nowa, co to znaczy pożyć trochę w oflajnie!

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.