Ostatnio było sporo szumu, po tym jak jakiś brukowiec podał „newsa”, że Olivier Janiak z rodziną spędzają swoje biedawakacje w Pobierowie.
Do nas dotarła ta informacja dokładnie w tym samym czasie, kiedy i my gościliśmy w Ustroniu Morskim – przypadkiem też nad tym samym morzem Bałtyckim 🙂 . What?! Biedawakacje? Ale, że co? No bo chyba nie kryterium wydanych $$$ było brane pod uwagę by ukuć takie określenie i tak je interpretować – przecież nie od dziś wiadomo, że na naszym wybrzeżu można poszaleć i wydać kilka wypłat, szczególnie jeśli jedziesz całą rodziną.
Redaktorzy z gazety nie mieli chyba też na myśli samego miejsca i warunków w jakich spędza się wakacje nad Bałtykiem… Mnóstwo jest pięknych miejscowości, plaż, miejsc, zabytków, hoteli i obiektów o najwyższym standardzie i spełniających naprawdę oczekiwania najbardziej wymagających turystów i gości – takich jak my, czy „Janiaki” 😉 . Nie są chyba też biedawakacjami, wakacje, na które przyjeżdżają goście z zachodu i to tak licznie, kiedy mogliby pojechać w każdym innym kierunku…
W każdym razie możemy z dumą głosić, że też byliśmy w tym roku na naszych rodzinnych, nadmorskich biedawakacjach, które dla nas (jaki dla „Janiaków” ;P ) to coroczny must-have, jak już pisaliśmy wcześniej. I zdecydowanie stajemy po stronie Oliwiera i Karoliny, którzy poprzez taką autoironię i dystans do siebie wręcz manifestują sympatię do rodzimego wybrzeża. Natomiast pismaki brukowca, ewidentnie będąc w samym środku sezonu ogórkowego nie wiedzieli z czego ukręcić aferkę i postanowili cynicznie biedawakacje wykorzystać do obśmiania takiego wyczasu 🙂
Tym razem ruszyliśmy w moje stare strony – 10 lat mieszkałem nad morzem w okresie podstawówki i liceum – i Ustronie Morskie znam jak aktualne moje okoliczne wioski! Oczywiście miejscowość poszła do przodu, a jakże – choćby z „moich czasów” nie pamiętam Hotelu Lambert, w którym to właśnie teraz spędziliśmy tydzień nad Bałtykiem. A wybraliśmy się tam po Waszej, czyli czytelników rekomendacji, jako miejsca dobrego do spędzenia urlopu z dzieckiem.
Mamy nadzieję, że Wy czytając nas i nasze polecenia, nie zawodzicie się na nich tak jak i my nie zawiedliśmy się na Waszym! Kameralny Hotel, w centrum miejscowości, w drugiej linii zabudowy od brzegu, a właściwie w pierwszej, bo przed nim stoi jedynie hotelowy beach bar – widoki więc są, tym bardziej, że na dachu wielki taras! Do plaży? Wystarczy wyjść z hotelu i już jesteś – tu jednak uwaga – na wysokości hotelu plaża jest tak wąska, że jeśli nie idziesz plażować o 7 rano, to później nie znajdziesz już miejsca. To jednak nie jest problem, bo wystarczy przejść się jakieś 700 metrów nadmorskim lasem na wschód i już mamy piękną szeroką, jak pas startowy boeinga 787, plażę z gorącym piachem i miejscem nawet do gry w siate!
Rezerwując pokój, kilka razy zmienialiśmy decyzje – bo widok, bo większy, bo od wschodu, bo od zachodu… Ostatecznie wybraliśmy apartament z dwoma pomieszczeniami – bo to dla nas najważniejsze, żeby Gabi miała osobny pokój, kiedy już śpi a my jeszcze nie, albo kiedy Gabi już nie śpi a my jeszcze tak 🙂 ale on wg. obsługi miał być głośny… No dbają, tam o gościa, dbają! Jeśli tak cichy, mimo, że wystawiony na ulicę i knajpę pokój nazywają głośnym. Idealnie wyciszony, mimo że praktycznie całe ściany to było przeszklenie!
Co Hotel ma dla dzieci? Opiekę animatorki, cały dzień z małą przerwą w południe, do godz 21:30 kiedy to na finał jakaś mini dyskoteka albo inne zabawy przy muzyce. Pokój zabaw dostępny cały czas, basen – to też dla dużych oczywiście. My przez pierwsze dni ukrywaliśmy przed Młodą fakt, że jest pływalnia, bo póki była pogoda chcieliśmy wykorzystać ją na plażowanie a spodziewaliśmy się tego, co istotnie nastąpiło, kiedy już się dowiedziała – co dzień od rana: „tataaaaa, pudziemy na baseeeen, ploooosee, noo ploooseeee!” i tak od czasu niepogody, każdego dnia po półtorej godziny w wodzie 🙂 .
Wieczorna oferta Beach Baru Lambert też jest sprytnie skonstruowana, jednocześnie dla dzieci i rodziców – starszy wypije drinka i jak zechce to podyla do muzyki na żywo a dziecko tak czy inaczej podyla 😉 a do tego zje lody albo napije się czekolady z bitą śmietaną. Alb to i to. Średnio co drugi dzień w Beach Barze coś się działo – fajny duet śpiewający, który poznaliśmy już rok temu, Bosman Pudełko – ten to ulubieniec wszystkich małoletnich a dowcipem i dla starszych zarzucił, szanty natomiast wyśpiewywał, tak, że węzły same się wiązały! A ostatniego dnia – muzyka saksofonowa na żywo! Przy akompaniamencie purpurowego zachodu słońca…
Jak biedawakacje, to przecież z wyżywieniem 🙂 . Na śniadaniu byliśmy zawsze ostatni – wakacje w końcu nie? Potem mały chill w pokoju i plaża albo wyjazd gdzieś kawałek, jeśli nie było pogody na opalanie. Na plaży biedaklasyki plażowe – popcorn, bób, pierogi ruskie, frytki, lody :), na wyjazdach rybka (nad morzem zawsze smakuje inaczej!) a w hotelu obiadokolacja. Kuchnia rewelacyjna – Gabi cały pobyt w zasadzie praktykowała dietę płatkowo-boczkową – sama nakładała sobie płatki z jogurtem a ode mnie wyjadała bekon – moja córa! Ona uwielbia boczek – ma dzikie oczy, kiedy go widzi!
Czy plaża, czy wycieczka – o nich w osobnym wpisie o miejscach wartych zobaczenia w okolicy – to naprawdę wakacje nad polskim morzem to dla dziecka i rodziców dużo przeżyć i wspomnień. A może redaktor z brukowca nie dostał urlopu i stąd ta złość na tych nad Bałtykiem? 😛