Akcja. 06.08.12

Witajcie Drogie Czytelniczki!

Tu najszczęśliwszy z tatusiów. Pozwalam sobie wyjątkowo zająć kilka łamów bloga mojej żony (za jej zgodą 🙂 bo i okazja wyjątkowa (chociaż jak na blog ciążowy to chyba sytuacja do przewidzenia 😉

 

Ja jestem już w domu – Maria i Gabrysia w WSZ w Lesznie i zostaną tam na oddziale noworodkowym najbliższe cztery doby a ja spędzam tam z nimi maksymalnie dużo czasu – uciekając się nawet do „forteli” typu: siostro ja tu jestem służbowo – stopy pacjentce masuję –  to w odpowiedzi na: a pana to już tu nie powinno być bo po 18 jest.
Jak napisałem na moim FB dzień minął mi tak: Karmiłem trzy razy, przewijałem dwa razy, przytulałem milion razy, szeptałem tysiąc razy – tak mija dzień świeżo upieczonego taty 🙂

 

Bo czyż nie miał racji Cyprian Norwid pisząc: kształtem miłości piękno jest.

 

No ale by tak spędzić dzień najpierw musiała nastąpić AKCJA!

 

Akcja

O godzinie 19 w niedzielę Maria sygnalizuje mi „smyranie” w dolnej partii macicy. No to mówię – tej nocy na bank pojedziemy. NOC. Zasypiamy ok północy bez szczególnych objawów. 1:45 Maria budzi mnie, że ją boli i smyra, o 2 też już kursuję razem z żoną między łóżkiem a toaletą – moja Marysia od kilku minut już ze stoperem w ręku :). 2:30 – niewiarygodne ale skurcze już występują co 60 sekund i trwają 60 sekund! Lekko siknęło wodami! 2:40 – pełen ekwipunek, w aucie, telefon do szpitala czy są miejsca i start. Do Leszna 40 km.

W połowie drogi w aucie mamy powódź – wody idą jak szalone. 3:05 jesteśmy pod szpitalem – nie wiem czy po drodze były jakieś czerwone światła, nie wiem też ile aut wyprzedziłem, wiem, że czułem się jak w filmie. W szpitalu, przyjęcie na SORze, windą do góry na położniczy (wody lecą!), na położniczym przebieranki, że poród rodzinny, wstępne odsłuchanie serca płodu – OK. 3:15 – jesteśmy na sali porodów rodzinnych z położną. Nie wierzy w częstość skurczy dopóki nie widzi, że mamy stoper, zauważa znaczne odejście wód, podłączone KTG – telefon do pani doktor i komunikat: pierwiastka, odejście płynu owodniowego, proszę przyjść. Przychodzi.

To trzeba poczuć i doświadczyć samemu, kiedy 3 minuty mijają jak dobry kwadrans i mało tego – wydaje ci się, że oni nic nie robią – najdłuższy „kwadrans” miałem między 4:02 a 4:05 i te myśli – no róbcie coś – jak daleko byłem emocjami od rzeczywistości uświadamia mi godzina przyjścia na świat Gabi – 4:07 – a mi się wydawało, że wszystko stoi i mijają dekady.

Badanie wewnętrzne – 4 cm, doskonale naciągnięta macica, czynna akcja skurczowa, podłączone KTG – odczyt OK. I nagle jak tak sobie oddychamy, z cyferek ponad 100 na wyświetlaczu KTG robią się takie 30, 15 i nawet 0.Pani doktor do położnej: chodź no zobacz bo coś mi ucieka, przy okazji badanie wewnętrzne – 6 cm. O ile dobrze zrozumiałem na KTG odczytały głębokie bądź długie deceleracje – pani Mario proszę podpisać zgodę na cięcie. Pokazuję i tłumaczę Marii co podpisuje – rozumie. W międzyczasie pani doktor uzgadnia zespół operacyjny, inna położna przeprowadza wywiad z Marią – na szczęście znam odpowiedzi na każde pytanie – Maria nie jest w stanie odpowiadać.

W pewnym momencie (ok 3:30) w sali jest sporo osób – wśród nich dobre Anioły zsyłają nam – nie do wiary ale – naszą położną ze szkoły rodzenia Kasię Szeibe i – tu już w ogóle zdębiałem – wchodzi do sali doktor Arkadiusz Lisowski – prowadzący naszą ciążę i ginekolog Marii od 15 lat (przypomnę – nocna zmiana, godzina 3:30 – to musiały być naprawdę dobre Anioły w dodatku 24 h) jeszcze żartują – a wy tutaj, też żeście se godzinę wybrali! Lisowski zbiera informacje o sytuacji, sam jeszcze bada Marię – mamy już 6,5 cm, skurcze 40 s co 40 s, Lisowski potwierdza jednak konieczność cięcia – zagrożenie życia – KTG cały czas w okolicach o ile pamiętam jakieś 30/0. 3:40 jedziemy na blok – położna, łóżko, Maria na łóżku, znów położna, ja przy łóżku. Michu – pamiętasz oglądaliśmy wczoraj filmiki z porodów – były tam cięcia, pamiętasz? Było dobrze, pamiętasz, wszystko dobrze się kończyło! Odpowiada: Pamiętam! Maria wjeżdża na salę, ja jeszcze widzę przez otwarte drzwi jak przenoszą ją na łóżko operacyjne – są już wszyscy: anestezjolog, instrumentariuszka, nasz Lisu, pani doktor neonatolog, pielęgniarki neonatologiczne…

To trzeba poczuć i doświadczyć samemu, kiedy 3 minuty mijają jak dobry kwadrans i mało tego – wydaje ci się, że oni nic nie robią – najdłuższy „kwadrans” miałem między 4:02 a 4:05 i te myśli – no róbcie coś – jak daleko byłem emocjami od rzeczywistości uświadamia mi godzina przyjścia na świat Gabi – 4:07 – a mi się wydawało, że wszystko stoi i mijają dekady. Przez cały czas pani Kasia i pani Ewa (położna z recepcji Lisowskiego – mówiłem już o dobrych Aniołach?- to kolejny tej nocy w WSZ 🙂 były ze mną – gadały do mnie, proponowały kawę, usiądź sobie Kuba – to jest dobry zespół, zaufaj nam, wszystko będzie dobrze, pięć minut i będzie dzidzia 🙂 – nie myliły się, 4:20 – już po wszystkich pielęgniarskich zabiegach Gabrysia trzymała mnie za palec a wcześniej o tej wspomnianej 4:07 widziałem ją przez szybę – taką z brzuszka, naturalną, drżącą, oklejoną, piękną – CUD NARODZIN! Kiedy pochylałem się nad „podgrzewarką” z Gabi, w odbiciu szyby spoglądałem na zespół wybudzający Marię z narkozy – i jest! Wróciła- 4:45! Michu – jestem! Gabi jest tutaj. Ale Mój Michu jeszcze nie kontaktował. Po pół godziny pod tlenem Maria już świadomie pyta: gdzie jest Gabi, czy jest ładna, w jakim miejscu jesteśmy, kto ją ciął. 5:15 położne zaraz przywożą nam naszą córcię i już jesteśmy we troje.

 

 

Prawdziwa BOHATERKA. Nie tylko tego dnia.

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.